Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

79. rocznica pierwszego transportu więźniów do Auschwitz. Był w nim późniejszy mieszkaniec Wałbrzycha

Artur Szałkowski
Artur Szałkowski
Jan Dudzik był w pierwszym transporcie 728 więźniów, który 14 czerwca 1940 r. przybył do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Udało mu się przeżyć pobyt w miejscu zagłady. Po wojnie zamieszkał w Wałbrzychu
Jan Dudzik był w pierwszym transporcie 728 więźniów, który 14 czerwca 1940 r. przybył do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Udało mu się przeżyć pobyt w miejscu zagłady. Po wojnie zamieszkał w Wałbrzychu Dariusz Gdesz
Jan Dudzik był w pierwszym transporcie 728 więźniów, który 14 czerwca 1940 r. przybył do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Udało mu się przeżyć pobyt w miejscu zagłady. Po wojnie zamieszkał w Wałbrzychu i tutaj też zmarł.

W piątek 14 czerwca 1940 r. do utworzonego przez Niemców w Oświęcimiu obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, dotarł z więzienia w Tarnowie pierwszy transport 728 więźniów - Polaków. To wydarzenie było oficjalnym początkiem mrocznej historii największego kombinatu śmierci w dziejach ludzkości. Wśród więźniów, którzy trafili wówczas do KL Auschwitz był niespełna 22-letni Jan Dudzik. W obozie Niemcy odebrali mu tożsamość i zastąpili ją numerem 303, który został mu później wytatuowany na lewym przedramieniu.

Jan Dudzik urodził się 16 czerwca 1918 r. na terenie obecnej Dąbrowy Górniczej. Po ukończeniu szkoły powszechnej, w 1934 r. został przyjęty do Szkoły Górniczo-Hutniczej w Dąbrowie Górniczej. Dzięki rocznej praktyce górniczej, którą odbył w kopalni „Generał Zawadzki”, zdobył fundusze na kontynuowanie nauki. Niestety edukacja została przerwana z powodu wybuchu wojny. Po zajęciu Śląska przez Niemców zdecydował, że nie będzie pracował na rzecz III Rzeszy. Do marca 1940 r. ukrywał się. Następnie podjął nieudaną próbę ucieczki z okupowanego kraju do Francji, gdzie zamierzał wstąpić w szeregi tworzonej na obczyźnie polskiej armii. Dudzik został zatrzymany w Tatrach przez pograniczników i przekazany do placówki Gestapo w Zakopanem. Następnie przebywał w więzieniach w Nowym Targu oraz Tarnowie, skąd został przetransportowany do KL Auschwitz.

Już po przyjeździe tam więźniowie zderzyli się z brutalną rzeczywistością. Wrzaski i bicie drewnianymi pałkami przez ubranych w pasiaste ubrania kapo, którymi byli niemieccy więźniowie kryminalni. Do tego szykany i bicie przez esesmanów. Wszyscy więźniowie zostali ostrzyżeni do skóry i wysłani pod prysznice z lodowatą wodą. Niemieccy oprawcy obrabowali ich z cywilnej odzieży i resztek dobytku. Jan Dudzik stracił wówczas zegarek na rękę. Czasomierz nie był wielkiej wartości materialnej, a jego sprawa znalazła nieoczekiwanie finał w czerwcu 1973 r. Pracownicy archiwum Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej w Bad Arolsen w Niemczech odesłali go wówczas do Wałbrzycha prawowitemu właścicielowi.

Więźniowie z pierwszego transportu do KL Auschwitz szybko przekonali się, że nie jest to zwykłe więzienie, tylko miejsce kaźni i terroru. Brutalne szykany ze strony Niemców szybko pochłonęły pierwsze ofiary. Szansę na przeżycie mieli tylko więźniowie o wyjątkowo silnej psychice, którzy nie tylko nie upadali na duchu, ale również potrafili być podporą dla współwięźniów. Bez wątpienia do tego nielicznego grona należał Jan Dudzik. Świadczą o tym liczne relacje jego towarzyszy niedoli, które zostały opublikowane po wojnie. Znaleźć je można np. w książce Józefa Kreta pt. „Ostatni krąg”, z którym Jan Dudzik przebywał w celi śmierci bloku 11 za pomoc w ucieczce z obozu Wincentego Gawrona.

Za pomoc w ucieczce kolegi Jan Dudzik był torturowany, a następnie umieszczony w celi śmierci bloku 11. Była to ta sama cela, w której został zabity przez Niemców ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Jan Dudzik uczestniczył zresztą w apelu i był świadkiem, jak obecnie święty Kościoła katolickiego zgłosił się dobrowolnie na śmierć za współwięźnia - Franciszka Gajowniczka. W trakcie pięciu lat pobytu w niemieckich obozach koncentracyjnych nad Dudzikiem czuwała Opatrzność. Udawało mu się bowiem ocalać życie w sytuacjach, które wydawały się być bez wyjścia. Jan Dudzik również upatrywał w tym opieki Boga i nawiązywał do wydarzenia, które miało miejsce w 1938 r. Sprowadzono wówczas do Polski trumnę z doczesnymi szczątkami świętego Andrzeja Boboli, które ukradli bolszewicy.

Na terenie kraju organizowano wówczas procesje, w których niesiono trumnę ze szczątkami świętego. Jan Dudzik z kolegami z technikum górniczego, ubrani w galowe mundury też nieśli trumnę na krótkim odcinku. Jak wyjaśnia córka Jana Dudzika, wymyślił on wówczas, że skoro dotykał trumny ze szczątkami świętego to jest... półświęty. Skoro tak, to chyba nic złego mu się przytrafić nie może, bo nieszczęścia dotykają tylko zwykłych ludzi , a on jest niezwykły. Potwierdzają to fakty z życia Jana Dudzika.

W trakcie pobytu w celi bloku 11 KL Auschwitz dwukrotnie umknął śmierci. Najpierw do celi wkroczył esesman i przystawił do głowy Dudzika nabity i odbezpieczony pistolet. Nacisnął spust i broń nie wypaliła. Niemiec nie ponowił próby. Później Jana Dudzika przeniesiono do celi nr 19, w której przebywał ze wspomnianym już Józefem Kretem. Kilka dni później Niemcy dokonali czystki. Z cel bloku 11 wyprowadzono pod ścianę śmierci i zastrzelono ponad 160 więźniów. Dziwnym trafem Niemcy przeoczyli dwóch skazańców z celi nr 19. Kiedy sprawa wyszła na jaw, hitlerowcy postanowili wspaniałomyślnie darować im życie, ale skierowali do karnej kompanii w Brzezince.
Mimo konsekwencji Jan Dudzik nigdy nie żałował, że pomógł Gawronowi w ucieczce.

W 2005 r. wałbrzyszanin dostał list od jego bratanka, w którym informował o śmierci stryja. Pisał, że do końca życia stryj powtarzał wszystkim, że dzięki Janowi Dudzikowi narodził się na nowo i jako artysta malarz mógł po zakończeniu wojny cieszyć swoimi dziełami wielu ludzi. Także w karnej kompani szczęście nie opuszczało Jana Dudzika. Był w grupie pięciu więźniów, którym owiany złą sławą lekarz SS - Josef Mengele wstrzyknął zarazki tyfusu plamistego. Czterej więźniowie zmarli w męczarniach. Dudzik ocalał dzięki troskliwej opiece współwięźnia - słynnego narciarza Bronisława Czecha.

10 marca 1943 r. Dudzik był w grupie więźniów, których przewieziono z KL Auschwitz-Birkenau do KL Neuengamme koło Hamburga. Przebywał tam do 25 kwietnia 1945 r., kiedy Niemcy rozpoczęli ewakuację obozu. Więźniów skierowano do portu Flensburg, gdzie zostali umieszczeni na czterech statkach. Trzy z nich zatopiło lotnictwo alianckie, ponieważ Niemcy nie zdjęli z nich swoich bander i nie umieścili oznaczeń Czerwonego Krzyża. Więźniowie, którzy opuścili tonące statki i dopłynęli do brzegu, byli mordowani przez stojących tam Niemców. Rzeź przerwało dopiero przybycie żołnierzy brytyjskich. Dudzik był na statku, którego nie zbombardowano.

Po wyzwoleniu trafił do Szwecji, gdzie Czerwony Krzyż zorganizował rekonwalescencję dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Tam poznał swoją przyszłą żonę - Teresę Wilską, byłą więźniarkę KL Stutthof. W marcu 1946 r. wrócili do Polski, wzięli ślub i zamieszkali w Wałbrzychu. Tutaj urodziły się ich dzieci. Jan Dudzik zatrudnił się w kopalni „Biały Kamień” przemianowanej później na „Thorez ” i w końcu na „Julię”. Na emeryturę przeszedł dopiero w 1993 r.

Jan Dudzik regularnie uczestniczył w zjazdach byłych więźniów KL Auschwitz-Birkenau, które organizowano w Oświęcimiu i Brzezince. Gościł u siebie także niemieckich gimnazjalistów, którzy z nauczycielami odwiedzali byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Zmarł 18 stycznia 2009 r. Spoczywa na cmentarzu parafii pw. św. Barbary przy ul. 11 Listopada w Wałbrzychu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto