Autor: Przemysław Ziemichód, Damian Dragański

2016-03-02, Aktualizacja: 2021-04-03 09:25 źródło: Naszemiasto.pl

Strażacy pana Boga. Franciszkanie z Niepokalanowa gaszą pożary od 85 lat

Gdy wybucha pożar, przerywają modlitwę, rzucają prace klasztorne i ruszają na ratunek płonącym budynkom. Choć zdarza się, że wyjeżdżają także do kotów uwięzionych na drzewach. Franciszkanie z Niepokalanowa koło Warszawy interweniują rocznie nawet tysiąc razy.

Strażacy w habitach
Remiza w Niepokalanowie nie różni się od zwykłej świeckiej remizy. O duchowych związkach tego miejsca przypomina jedynie kilka subtelnych szczegółów, jak choćby wiszący na ścianie portret ojca Maksymiliana Kolbe, założyciela straży. Poniżej wiszą strażackie mundury przypisane do poszczególnych braci. Od lat dziewięćdziesiątych to obowiązkowy strój dla jeżdżących do pożarów zakonników. Wynika to z przepisów Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, którego częścią jest straż z Niepokalanowa. Nie zawsze jednak tak było. Zakonnicy przez lata wyjeżdżali na akcje w habitach, co - jak przyznaje prezes OSP, brat Janusz Kulak - początkowo dziwiło okolicznych mieszkańców. Dziś o nietypowym "pochodzeniu" strażaków przypomina głównie herb na masce wyjeżdżających spod klasztoru wozów strażackich.



Dzieło ojca Maksymiliana
Zakonna straż została założona jako stowarzyszenie w 1931 roku. W remizie pozostało jeszcze kilka suwenirów, przypominających o tamtych czasach - pierwszy (dziś zabytkowy) wóz strażacki, stary ekwipunek strażaków oraz kilka historycznych zdjęć. W pierwszej połowie ubiegłego stulecia nikt nie przypuszczał, że powstała dla potrzeb zakonu jednostka przetrwa tyle lat.

- Ojciec Maksymilian Kolbe założył klasztor w 1927 roku i nazwał go "Niepokalanów". W pierwszych numerach wydawanego w Grodnie "Rycerza Niepokalanej" napisał, że szuka zakonników gotowych poświęcić się temu charyzmatowi - opowiada prezes OSP, brat Janusz Kulak. - Wkrótce powstał najbardziej nowoczesny (jak na tamte czasy) klasztor oraz wydawnictwo religijne. Działały trzy generatory prądotwórcze oraz nowoczesne maszyny drukarskie. Można powiedzieć, że powstała tu mała wioska. Budynki były drewniane, kryte papą - ojciec Maksymilian bał się, że jeśli wybuchnie pożar, wszystko może pójść z dymem. Rzucił wtedy pomysł założenia straży pożarnej, ale z tą myślą wyjechał do Japonii, a pomysł podchwycili jego "następcy". I tak powstała wewnętrzna straż pożarna, w klasztorze - dodaje.

Wkrótce potem OSP Niepokalanów zaczęła także wyjeżdżać na akcje do okolicznych miast i miasteczek.


© naszemiasto.pl



Modlitwa musi zaczekać
Straż zakonna działa nieprzerwanie od momentu założenia i służą w niej wyłącznie bracia zakonni. Także system wyjazdów do pożarów nie zmienił się wiele od lat trzydziestych ubiegłego wieku. Niezależnie od pory dnia, wykonywanych zajęć czy rozpoczętej modlitwy, bracia muszą stawić się na wezwanie i rzucić wszystko, czym aktualnie się zajmują. Dziś komunikacje ułatwia system powiadamiania, który zawiadamia strażaków o zdarzeniu przez telefony komórkowe. Dawniej alarmy ogłaszali zakonnicy obserwujący okolicę na specjalnych "czatowniach", wieżach, z których widać było całą okolicę. Czasem również o ogniu zawiadamiali sami mieszkańcy, przybiegając do zakonnej furty.


© naszemiasto.pl



Kot na dachu, wąż w mieszkaniu
Oczywiście nie każde wezwanie, które otrzymuje OSP, dotyczyć musi pożaru. Alarmu nie można jednak zignorować, niezależnie od jego powodu. - Jeśli jest zgłoszenie, trzeba do niego jechać, sprawdzić, pomóc. Wyjeżdżamy do: kota na drzewie, zalanej piwnicy, po "zdarzenia drogowe", wypadki i naprawdę poważne pożary. Posiadamy odpowiednio przeszkolonych ratowników medycznych i odpowiedni sprzęt. Za każdym razem nabieramy doświadczenia. Oczywiście zdarzają się też komiczne sytuacje. Pewnego razu zadzwoniła do nas pani mówiąc, że ma węża w mieszkaniu, którego trzeba złapać. Okazało się, że wąż był wielkości ołówka, ale napędził tej kobiecie sporo strachu - śmieje się brat Janusz Kulak.


© naszemiasto.pl



Gdy palił się asfalt
Wśród interwencji zdarzają się także te bardzo poważne, jak na przykład pożar zakładów Chemitexu w Sochaczewie w 2009 roku, podczas którego płonął nawet asfalt. Ogień gasiło kilkanaście jednostek z całego powiatu, a płomienie niemal objęły okoliczne budynki mieszkalne. - Paliło się składowisko odpadów ropopochodnych. Pożar był bardzo niebezpieczny i duży, wymagał ogromnego wysiłku. Naprawdę zapadł mi w pamięć - mówi prezes OSP. - Wypadki drogowe również bywają traumatyczne, szczególnie dla nas, ratowników. Przeżywamy mocno takie zdarzenia. Już po akcji przychodzi refleksja: "co można było zrobić? Czego się nie zrobiło?" Staramy się do końca wypełniać swoje zadania, pomóc za wszelką cenę, ale nie zawsze się udaje. Nie zawsze też zależy to od nas - dodaje.

To, co zależy od zakonników, to przede wszystkim wysoki poziom niesionej pomocy. Dziś niepokalanowska straż to dwa nowoczesne i w pełni wyposażone wozy strażackie, przystosowane także do prowadzenia reanimacji ofiar wypadków i udzielania doraźnej pomocy. Każdy z braci posiadać musi zresztą przeszkolenie w tym zakresie.


© naszemiasto.pl



Nie samym pożarem człowiek żyje
Choć wozy strażackie wyjeżdżają na interwencje nawet tysiąc razy w roku, to życie zakonników z OSP toczy się głównie poza remizą. Dzień upływa im nie tylko na modlitwie, ale także na codziennych obowiązkach. Do tych, jak podkreśla brat Janusz, należą także rzeczy tak prozaiczne, jak pranie czy prasowanie.

- Mamy także swoje zajęcia, przydzielone prace. W czasie wolnym możemy się doskonalić, dbać o sprzęt - podkreśla brat Janusz Kulak, choć przyznaje, że to nie jedyne rozrywki, jakim oddają się duchowni. Stałym punktem dnia dla wielu są na przykład "Wiadomości" lub dobre filmy. Czy zatem bycie w zakonie ułatwia strażakom pracę? - Bycie strażakiem na pewno pomaga w powołaniu. Udoskonala - odpowiada krótko i przewrotnie brat Janusz.

Przemysław Ziemichód, Damian Dragański, dziennikarze warszawa.naszemiasto.pl


© naszemiasto.pl


Zawsze gotowi do akcji.

© naszemiasto.pl


Brat Janusz Kulak pokazuje sprzęt OSP Niepokalanów.

© naszemiasto.pl


  •  Komentarze

Komentarze (0)