Szczeciński Sąd Apelacyjny nie przyznał racji powodom (mężowi zmarłej na raka piersi Joanny Witowskiej i jej 14-letniej córce), którzy twierdzili w odwołaniu od decyzji sądu pierwszej instancji, że lekarze szpitala klinicznego nr 2 PUM przy al. Powstańców Wielkopolskich w Szczecinie zbyt późno wykryli u pacjentki chorobę nowotworową.
- Pomimo ewidentnych objawów - podkreśla Marek Witowski.
Zdaniem powoda, opiekujący się jego żoną onkolodzy i radiolodzy nie wykonali niezbędnych badań (np. palpacyjnych i mammografii), co spowodowało wykrycie raka w piersi już w zaawansowanym stanie.
- Choć Joasia regularnie przez lata przychodziła na wizyty u specjalistów - dodaje mąż zmarłej kobiety.
Mężczyzna przypomina, że Joanna Witowska była w grupie ryzyka osób zagrożonych rakiem piersi (jej mama zmarła na nowotwór sutka). Dlatego już w 2002 r. (mając 24 lata) zarejestrowała się w poradni genetycznej na Pomorzanach. Jednak mąż zapewnia, że przez kolejnych trzynaście lat nie wykonano jej podstawowych badań. To dlatego sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Szczecinie - jeszcze z powództwa Joanny Witowskiej. Proces trwał aż siedem lat i zakończył oddaleniem pozwu. Pani Witowska nie doczekała się finału. Zmarła po przejściu sześciu operacji i kilkunastu cykli chemio- i radioterapii.
Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku mąż i córka złożyli w sądzie apelację. Domagali się od szpitala ponad 12 mln zł zadośćuczynienia.
- Nie możemy się pogodzić z tym, że Joasia zmarła - tłumaczył pan Marek. - Naszym zdaniem, mogła wciąż z nami być.
Pan Marek uważa, że zbyt późno skierowano pacjentkę na mammografię, kiedy guz miał już 4 cm wielkości.
Diagnoza: rak lewej piersi w stanie zaawansowanym 3 stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych.
- Po analizie materiału dowodowego, sąd nie ma podstaw, by nie wierzyć zeznaniom złożonym przez świadka przed sądem okręgowym - zawyrokował sędzia Dariusz Rystal. - Twierdził on, że wykonywał podczas wizyt Joanny Witowskiej badania palpacyjne, a mammografia nie była obojętna dla zdrowia pacjentki.
Zdaniem sądu, brak podstaw, by twierdzić, że personel szpitala popełnił błąd diagnostyczny.
- Wcześniej rzeczywiście były w piersi torbiele - stwierdził sędzia. - A zmiany nowotworowe mogły się rozwinąć później, po 2014 r. Powódka miała rzadką mutację genów, których w Polsce wówczas nie badano. To oznacza brak winy szpitala.
Pan Marek przyznaje, że czuje żal. Zapewnia, że zrobili z żoną wszystko, by się zabezpieczyć przed najgorszym.
- Choć tak wcześnie się zgłosiliśmy do specjalistycznej poradni i żądaliśmy wykonania badań, nie zrobiono nic. Zostałem sam z córką. Serce mi pęka - Joasia była taka piękna - opowiada mąż pani Joanny.
Po ogłoszeniu wyroku, Marek Witowski zapowiedział, że złoży w Sądzie Najwyższym skargę kasacyjną.
ZOBACZ TEŻ:
Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?