Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beata Norbert: Z kwiatów powstają cuda

Małgorzata Moczulska
Kwiaty odmieniły życie Beaty Norbert. Jej pachnącymi  gadżetami zachwyciło się mnóstwo osób
Kwiaty odmieniły życie Beaty Norbert. Jej pachnącymi gadżetami zachwyciło się mnóstwo osób Fot. archiwum prywatne
Zapach mydła z PRL? Nie! Lawenda pachnie latem, a z jej fioletowych kwiatów powstają cuda - mówi Beata Norbert

Lawenda dziś kojarzy mi się ze szczęściem, bo dzięki mojej małej Prowansji zarabiam na życie i jeszcze robię to co lubię - mówi Beata Norbert właścicielka firmy "Zapachy do szafy" oraz dużej plantacji lawendy w Pszennie pod Świdnicą. Ma 37 lat, sympatyczna, wesoła, ładna. Lubi kontakt z ludźmi dlatego pisze w intenrecie bloga. Jej firma produkuje gadżety do wnętrz: pachnące wieszaki, woreczki, lawendowe pałki, poduszki, saszetki a nawet dekoracyjne obrusy pachnące lawendą. Rośliny sama wysiewa, pielęgnuje, a potem zbiera. - Kiedy staje na obsianym lawendą polem, fioletowym tak intensywnie, że aż oczy trzeba mrużyć... to jest jak w bajce - mówi pani Beata. - Kto by pomyślał, że los zgotuje mi taką piękną niespodziankę w życiu.

Bo lawendowy interes to zupełny przypadek. Przez kilka lat Beata Norbert, absolwentka zarządzania i informatyki na Politechnice Wrocławskiej prowadziła hurtownię taśm przemysłowych. Początkowo nie było źle, a potem kilku jej odbiorców miało problemy z płatnościami więc i jej interes nie szedł najlepiej. Odbiorcy nie płacili, więc i ona zaczęła się zadłużać. Wiedziała, że szybko musi szukać innej pracy. Pomysł na biznes przyszedł sam, a raczej przyleciał z Ameryki. - Odwiedziła mnie ciocia z San Francisco, a w prezencie dała ozdobne pałeczki do szafy z lawendą w środku, które sama wyplotła - wspomina pani Beata.
- Były bardzo ładne i miały odstraszać mole. Najpierw pomyślałam, że nauczę się ich wyplatania dla siebie i rodziny. Poprosiłam ciocię o lekcje, ale okazało się, że kupno świeżej lawendy graniczy u nas z cudem.

Kiedy pani Beata roślinę w końcu kupiła, to w wolnych chwilach zaczęła wyplatać podobne pałeczki. Szło jej nieźle. Pierwszego dnia zrobiła kilka i obdarowała nimi najbliższych. Rodzinie prezent się spodobał, postanowiła więc sprzedać innym. Pierwszą pulę: 20 sztuk oddała do Cepelii. Zniknęła z półek już po kilku dniach.
Kiedy zaczęło jej brakować suszu, pomyślała, że sama posadzi lawendę, by nie być od nikogo zależną. Pięć lat temu posadziła pierwsze krzaki w ogródku. Rok później lawenda rosła już na dwóch arach pola, potem na kolejnych, bo zamówień przybywało. Jak mówi nie od razu było kolorowo, bo uczyła się na własnych błędach.

- Wtedy nie było jeszcze tyle literatury na temat hodowli. Pamiętam, że na przykład przedobrzyliśmy za pierwszym razem, bo nawoziliśmy krzaki, a okazało się, że lawenda lubi jałowe gleby. Dziś wiemy o niej prawie wszystko. Niczym nas nie zaskoczy - śmieje się.
Coroczne zbiory trwają zalewnie kilka dni, bo kwiaty bardzo szybko tracą swoją urodę i intensywność koloru. Rozpoczynają się pod koniec czerwca i wtedy pomaga jej cała rodzina: córka, syn, rodzice i teściowie, a nawet znajomi.

- Nasze żniwa to szybkość połączona z precyzją - mówi Beata Norbert. - Każdy z tysiąca krzaczków trzeba ściąć nożyczkami, a potem dokładnie posegregować, w zależności od długości łodyg. Nic się u nas nie marnuje, każdy krzak znajdzie swoje przeznaczenie.
Teraz pani Beata ma kolejne marzenie. Myśli o pasiece, by mieć lawendowy miód. - Jest pyszny! A życie jest przecież po to, by marzyć i te marzenia realizować - tłumaczy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto