Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co robią strażacy, kiedy nie gaszą pożarów? I co znajduje się za murami budynku PSP przy ul. Ogrodowej w Wałbrzychu?

Adrianna Szurman
Adrianna Szurman
Codziennie setki aut mija okazały budynek straży pożarnej przy ul. Ogrodowej w Wałbrzychu. Zaglądają tam tylko upoważnione osoby, albo tak zwani interesanci. Co jest za murami jednostki? Jak budynek wygląda w środku i co na co dzień robią tam strażacy, kiedy nie gaszą pożarów? Po Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu oprowadził nas starszy kapitan Tomasz Kwiatkowski.

Duży, jasny gmach przy ulicy Ogrodowej w Wałbrzychu, z którego roztacza się piękny widok na Podzamcze od strony ul. Senatorskiej i Fortecznej to Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu oraz Jednostka Ratowniczo Gaśnicza nr 2. Jeden z tych obiektów, do których przeciętny wałbrzyszanin prawdopodobnie nigdy nie zajrzy. Dlatego postanowiliśmy wejść za mury jednostki i pokazać, jak budynek wygląda w środku, skąd na akcje gaszenia pożarów wyjeżdżają strażacy i co robią, kiedy ich nie gaszą. Bo przecież nie pali się w mieście czy powiecie codziennie.

Myli się ten, kto myśli, że "chłopaki" mają wolne. A w zasadzie chłopaki i dziewczyny, bo wśród pełniących tu służbę strażaków, są również trzy strażaczki, a jedna z nich to bardzo ważna persona. To Sylwia Płońska, wśród swoich nazywana Sylwestrem. To jedyna kobieta w Wałbrzychu, która jest także oficerem dyżurnym w komendzie.

Ładną, długowłosą blondynkę w strażackim mundurze spotykamy w sercu jednostki i jednocześnie najważniejszym miejscu w całej komendzie, no może poza gabinetem szefa. Mowa o znajdującym się na parterze Stanowisku Kierowania Komendanta Miejskiego PSP, gdzie służbę pełnią dyżurni jednostki.

To oni na swojej zmianie są mózgiem komendy i odpowiadają za to, by strażacy sprawnie wyjeżdżali do akcji. Oni decydują, które zastępy i w jakiej ilości wysłać na miejsce zdarzenia. To do nich jeszcze niedawno dzwonili zrozpaczeni wałbrzyszanie, informując o pożarach, kotach na drzewach, połamanych drzewach, zatrzaśniętych drzwiach etc. Dyżurni pomagają w koordynacji działań, przekazują informację i wspierają strażaków wyjeżdżających na interwencje. Pełnią służbę przez 24 godziny na dobę. Parami.

Pani Sylwia jest młodą mamą, w domu czeka na nią dwójka małych dzieci i mąż, który pod nieobecność żony zajmuje się maluchami. - Rozumie to doskonale, bo sam jest mundurowym. To policjant, który wiedział na co się decyduje, bo kiedy mnie poznał pracowałam już w straży pożarnej - mówi z uśmiechem strażaczka.

Muszą tak zorganizować swoje służby, by jedno z nich mogło zająć się maluchami. A w grę wchodzą również dni wolne dla innych wałbrzyszan, jak soboty, niedziele czy święta. Podczas tegorocznego Bożego Narodzenia Pani

Sylwia będzie pełnić służbę w II dzień świąt. Spotykamy ją w towarzystwie kolegi, on ma zmianę w Sylwestra

- Tak zarządziła żona - mówi ze śmiechem. Mogą zamienić z nami kilka zdań, bo trafiliśmy akurat na spokojny dzień służby. - Od rana nic się nie paliło, nie było wypadków czy innych zdarzeń, ale zdarza się że jest naprawdę gorąco mówi - Leszek Literski.

Całkiem niedawno strażacy mieli dyżur podczas którego wysłali strażaków w teren 130 razy! Trzeba mieć głowę na karku, by sprawić, aby wszystko działało jak należy. Strażacy, jak łatwo się domyślić, nie wyjeżdżają tylko do gaszenia pożarów, czy zabezpieczania miejsc wypadków, uwalniania ludzi uwięzionych w samochodach po wypadku.

Coraz częściej biorą udział również z tzw. izolowanych zdarzeniach medycznych, gdzie dyspozytorzy nr 112 wysyłają ich do ratowania ludzkiego życia zamiast karetek pogotowia, jeśli tych akurat nie ma. W tym roku mieli aż 73 takie zdarzenia, podczas tych interwencji często trzeba było reanimować umierających ludzi do czasu przybycia karetki pogotowia, a później dalej pomagać ratownikom medycznym.

- Ile zastępów wysłać, w jakiej kolejności co do zasady określają przepisy, ale dyżurni muszą tak zorganizować pracę, by na przykład nie zabrakło ludzi i wozów. Ostatnio był taki wietrzny weekend w Wałbrzychu, gdzie podczas doby mieliśmy ponad 130 interwencji przy powalonych drzewach, które trzeba było usuwać z jezdni czy innych miejsc. Proszę sobie wyobrazić sytuację, ze wszyscy strażacy są w terenie, a nagle dzwoni telefon, że gdzieś się pali - mówi st. kpt. Tomasz Kwiatkowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu.

To ważna postać w straży. Wysokiego, postawnego strażaka, który mówi spokojnym, opanowanym głosem choćby się "waliło i paliło" mieszkańcy kojarzą z mediów, ale jak sam przyznaje, to tylko ułamek tego, czym się zajmuje na co dzień. Pracuje w wydziale operacyjno - szkoleniowym, który znajduje się tuż koło stanowiska kierowania. To on razem z kolegą aspirantem Robertem Strojnym odpowiada między innymi za szkolenie i poziom strażackiej wiedzy. Zaglądamy do ich gabinetu. I trzeba przyznać, że jest to najfajniejsze miejsce w całej jednostce! Już od progu witają nas trzy piękne psiaki. To dostojne, rasowe psy ratownicze Chill, Zoja i Karla.

- Dwa prywatne i jeden służbowy - młody, kilkumiesięczny owczarek belgijski – pierwszy pies służbowy w wałbrzyskiej komendzie - Karla siedzi w klatce, która jest jej miejscem odpoczynku, jej azylem. Kiedy zajrzeliśmy do pokoju, leżała na plecach i leniwie machała ogonem łypiąc na nas jednym okiem. W młodzieżowym slangu "kołami do góry". Dwa pozostałe dokładnie nas sobie obejrzały i przywitały radośnie. Skąd się tu wzięły?

- Wszystkie trzy są szkolone do udziału w akcjach poszukiwawczych na przykład pod gruzami zawalonej kamienicy, bądź osób zaginionych w terenie otwartym np. w lasach. Obaj pracujący w tym miejscu strażacy są także członkami Grupy Poszukiwawczo - Ratowniczej OSP w Wałbrzychu, pan Robert jej naczelnikiem. Kiedy przyszliśmy układał akurat pytania do testów dla strażaków z bazy, która liczy ok. 1800 zagadnień! Ale po co

?

- No właśnie tym zajmują się strażacy, kiedy nie wyjeżdżają do gaszenia pożarów - mówi asp. Robert Strojny. - Biorą udział w codziennych szkoleniach, poszerzają wiedzę, podnoszą kwalifikacje. To ich obowiązek, a my właśnie to weryfikujemy podczas testów, które każdy strażak mus rozwiązać - mówi pan Robert i pokazuje jeden z nich... Trzeba przyznać, ze dla laika pytania wcale nie są łatwe. A dla strażaków? - Radzą sobie - ucina st. kpt. Kwiatkowski.

Odpowiadają m.in. na pytania, w jakiej fazie w trójfazowym modelu pożaru, pożar wewnętrzny osiąga najwyższą temperaturę? Albo z jaką prędkością rozprzestrzenia się front pożaru gleby i podszytów w lasach?

Garaże PSP w Wałbrzychu. Tu spotykamy greckim bohaterów

Nie wiemy, więc idziemy dalej. Na parterze znajduje się jeszcze jedno bardzo ważne miejsce. To garaże JRG nr 2, gdzie dumnie stoją ogromne wozy strażackie. Wszystkie wypolerowane na błysk czekają na wyjazd. Spotykamy też strażaków, którzy akurat przypominają sobie zasady i wiedzę z zakresu ratownictwa na zamarzniętych zbiornikach wodnych. Mają ze sobą deskę (sanie lodowe), której używa się np. na zamarzniętym jeziorze lodzie podczas ratowania tonącego. Nie przeszkadzamy za dużo chłopakom podczas szkolenia, ale nie możemy odmówić sobie rozmowy z greckimi bohaterami, którzy mają akurat służbę. Wspominają dzień, w którym dowiedzieli się, że jadą do ogarniętej szalejącymi pożarami Grecji.

- Kiedy powiedziałem w domu, że mam 15 minut na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy, to myśleli że żartuję - wspomina sekcyjny Piotr Wiktorowski, będący jednocześnie wiceprezesem OSP w Jaczkowie. Był akurat w grupie, która tego dnia miała dyżur. Akcji w Grecji nie zapomną nigdy. Wszędzie szalały pożary, ludzie uciekali z domów trzymając dzieci na rękach. Wielu z nich nie zdążyli niczego zabrać.

- Nawet w dniu kiedy mieliśmy wracać do domu, kiedy mieliśmy samolot, wybuchł pożar który odciął nam drogę na lotnisko. Pisały o tym wszystkie miejscowe media - wspominają strażacy. Oprócz Pana Piotra, do Grecji pojechali także mł. ogniomistrz Adam Michałkiewicz, ogniomistrz Adrian Sadowski, st. ogniomistrz Marcin Markiewicz i st. ogniomistrz Marek Ślęk.

Po garażu oprowadza nas dowódca Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej nr 2 brygadier Andrzej Tęcza. O tym miejscu wie wszystko. Wóz średni, wóz ciężki, drabina która kiedyś była najnowocześniejszą w regionie. Ma wysokość na 42 metry! Mówiąc obrazowo, kiedy jest rozłożona a wóz podjedzie pod 10-piętorowy budynek, to można z niej zejść prosto na dach! To dość wysoko, ale strażacy nie mają leku wysokości.

- Jesteśmy pod tym kątem badani - podkreśla. Jest tu również auto, które znajduje się w niewielu jednostkach zajmujących się ratownictwem specjalistycznym, to wóz do ratownictwa chemiczno - ekologicznego używany np. do zabezpieczania miejsca wypadku cysterny z łatwopalną cieczą.

Tuż obok znajduje się pomieszczenie, gdzie suszą się węże strażackie po akcji i gdzie strażacy biegają po schodach ćwicząc różne warianty na wypadek pożaru. Klasyczna "ścieżka zdrowia". - Taki mokry, ubłocony wąż waży kilka kilogramów więcej. Trzeba je rozwinąć, wyczyścić i rozwiesić, by wyschły - mówi nam asp. Robert Zaranek zwany Józkiem, to ksywa po tacie, byłym komendancie straży. Pan Robert pochodzi z wielopokoleniowej strażackiej rodziny. Mama pana Roberta też służyła w straży, podobnie jak dziadek. Ale to już zupełnie inna strażacka historia.

A na górze wałbrzyskiej Komendy Miejskiej PSP dokumenty i gabinety szefów oraz św. Mikołaja...

Zaglądamy też na górę, gdzie mieści się cały dział papierologii, bez której niestety żaden zakład, ani jednostka nie może działać jak należy. Tu urzęduje piękniejsza część straży pożarnej. Są tu kadry, księgowość, sekretariat, gdzie rządzą głównie dziewczyny. To m.in. panie Małgorzata Dworak Chycińska, Maja Bryk i Małgorzata Garbalińska. To tu dowiadujemy się m.in., że w Wałbrzychu służbę pełni 137 strażaków, których wspomaga 7 pracowników cywilnych.

Są też gabinety komendantów. Zastępca starszy brygadier Paweł Kaliński ma akurat wolne. Na miejscu zastaliśmy za to głównego szefa, komendanta – starszego brygadiera Krzysztofa Szyszkę. Jest lubiany w jednostce. Cieszy się i uśmiecha od ucha do ucha, bo "załatwił" kolejne pieniądze na wóz strażacki i dosprzętowienie jednostki. Właśnie wypełnia dokumenty. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w przyszłym roku strażacy będą mieć do dyspozycji cztery kolejne wozy (trzy na 100 procent). Komendant, podobnie jak inni strażacy pełni dyżury przez połowę miesiąca, zdarza się że można spotkać go na akcjach gaszenia pożarów. Robi to jednak rzadko, bo jako głowa jednostki musi przede wszystkim nią zarządzać i dbać o sprawy organizacyjne.

Na tym piętrze jest jeszcze jeden gabinet, o którym warto wspomnieć. - To gabinet świętego Mikołaja - śmieje się st. kapitan Kwiatkowski. Przez chwilę taką ksywkę dostał Adam Rybiński, bo akurat w okolicach 6 grudnia rozdawał strażakom ręczniki. Z przydziału. To zaopatrzeniowiec. Ksywa Ryba. W jego gabinecie leżą czujniki wielogazowe, które będą wysłane do serwisu celem obowiązkowej kalibracji, czy podarte na akcji kombinezony. - To ja rozliczam karty paliwa, dbam o cały strażacki sprzęt, zamawiam catering na długie akcje, części do samochodów etc. - wylicza.

Jest też sekcja kontrolno - rozpoznawcza. To tu urzędują dwaj młodzi strażacy, którzy w razie potrzeby nakładają na cywilów kary i mandaty. A na przykład za zastawianie dróg pożarowych autami, czy klatek schodowych gratami. Mogą też np. nie dopuścić do użytku hotelu, bo jest niezgodny z przepisami ppoż.

Strażacy wiedzą, że ich grupa zawodowa cieszy się ogromnym zaufaniem społeczeństwa. Z niektórych danych wynika, że sięga ono nawet 98 procent!

- A w tym gabinecie siedzi właśnie te dwa procent, które zaburzają nam te statystki - śmieją się strażacy. Mówiąc jednak poważnie, w tym roku nie nałożyli na wałbrzyszan żadnej kary. - Wolimy pouczyć, wytłumaczyć... Choć najwyższa kara może by ć bardzo dotkliwa, nawet 50 000 zł - mówi asp. Jakub Czarnecki.

Opuszczając to miejsce mijamy jeszcze siłownię, gdzie akurat spotykamy zastępcę dowódcy jednostki. Wysportowany strażak z ciałem godnym pozazdroszczenia ćwiczy akurat podciąganie na drążku.

- A tak przychodzą tu wszyscy strażacy, bo wszyscy muszą być sprawni na akcji. Trzeba biegać po schodach w pełnym rynsztunku z ciężkim wężem (a kiedy podawany jest prąd wody pod dużym ciśnieniem, to i dwóch musi go trzymać), a poza tym wszyscy musimy zdawać testy sprawnościowe, które wcale nie są takie proste - zdradza nam mł. kapitan Łukasz Zajączkowski.

A jak strażacy poćwiczą, to i zgłodnieją, niedaleko siłowni jest także kuchnia, w której akurat urzędują dwaj mundurowi bez munduru. - Robimy obiad dla wszystkich - zdradzają. - Tutaj także ma się dyżury i radzimy sobie.

Spędzamy tu zdecydowanie więcej czasu, niż zakładaliśmy. Opuszczamy jednostkę z poczuciem jeszcze większej sympatii do tej grupy zawodowej. Bo jak tu nie lubić strażaków, którzy są jak to mówią, do tańca i do różańca.

Co robią strażacy, kiedy nie gaszą pożarów? I co znajduje si...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto