Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eastwood buduje pomnik dla "Snajpera" [RECENZJA]

Adam Tubilewicz
mat. pras.
Chris Kyle w filmie Clinta Eastwooda, nawet gdy przyłapuje dziewczynę na zdradzie, otwiera piwo i z uśmiechem każe jej się wynosić. „Snajper” to film-pomnik dla bohatera Ameryki. I zdaje się, że nie mogło być inaczej.

W najlepszych scenach „Snajpera” Bradley Cooper mierzy do celu leżąc na zakurzonym dachu w dżokejce nasuniętej daszkiem do tyłu. Gdy jego palec podąża w kierunku cyngla karabinu, niektórzy widzowie dosłownie zsuwali się z krzeseł. Nic dziwnego, że scena niemal w całości znalazła się w zwiastunie.

W pozostałych fragmentach filmu tak dobrze już niestety nie jest. Clint Eastwood nie uznaje półśrodków i ładuje widzowi do głowy amerykański patriotyzm tak, jak kiedyś ładował bandziorom kulki jako Harry Callahan - z siłą magnum.

"Snajper" nie pozostawia widzowi wiele miejsca na wątpliwości. Wszyscy Amerykanie to niezłomni żołnierze, którzy jeśli zadają zbędne pytania to w następnej scenie kończą w szpitalu polowym. Irakijczycy zaś to sprzedajne dzikusy, od których można kupić pierścionek w niższej cenie. A jedyny z nich, który zasłuży na podziw głównego bohatera…cóż, ten nie jest nawet Irakijczykiem.

Dlaczego więc warto obejrzeć "Snajpera"? Chociażby dla pięknej, zwłaszcza w delikatnym makijażu, Sienny Miller. Nie zawiodą się także fani scen batalistycznych. Działania wojskowych operatorów sfilmowane są sprawnie i dynamicznie, na czele z imponującą sekwencją w burzy piaskowej.

Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że każdy z elementów filmowego rzemiosła gdzieś już wiedzieliśmy i to w dużo lepszym wydaniu. Sławomir Idziak i jego zdjęcia do "Helikoptera w ogniu" to wciąż niedościgniony techniczny majstersztyk. Katrhryn Bigelow zdecydowanie lepiej wniknęła w powojenną traumę żołnierza w "Hurt Lockerze". A jeśli szukacie pełnokrwistego pojedynku snajperów sięgnijcie po klasyczne starcie Zajcewa i majora Koniga z nieco zapomnianego już "Wroga u bram".

Nie mam pretensji do Eastwooda, że jego film nie sięga artystycznych Himalajów. To nie miał być film, który zmieni bieg historii i obrodzi deszczem Oscarów. To takie amerykańskie „Powstanie 44” - to na nie pojadą do kina wycieczki z amerykańskich szkół. Bo to, kim był Chris Kyle i ile znaczył dla Amerykanów widzimy na zamieszczonych na koniec filmu autentycznych fotografiach. Czy może więc dziwić, że dumny naród stawia pomniki swojemu bohaterowi? My też nie chcielibyśmy żeby film o kapitanie Tadeuszu Wronie (o ile taki kiedykolwiek powstanie) pokazywał go jako nieudacznika.

Czytaj też:

Katarzyna Figura zagra w niezależnym filmie łódzkich twórców [ZWIASTUN]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto