Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubię, kiedy pada deszcz. Powstaje niesamowita książka z muzyką pisaną jak do filmu w tle męska przyjaźń z 30-letnim stażem

Adrianna Szurman
Znają się od 30 lat. Mariusz Anniuk i Łukasz Cieloszyk ze Świebodzic. Kompletnie inni, ale razem tworzą coś, o czym już niebawem będzie głośno w całej Polsce. To więcej niż książka, audiobook, czy muzyka. To historia bestii, którą Anniuk opowiada słowem, a Cieloszyk dźwiękiem. Te dźwięki i słowa powstają w tym samym czasie... Spiąć wszystko w całość pomaga im Marek Stankiewicz z Wałbrzycha. Ale, kim a może czym jest bestia?

Mariusz i Łukasz znają się od lat, nieco później dołączył do nich Marek. Wszyscy trzej mają artystyczne dusze. Choć na co dzień parają się skrajnie różnymi rzeczami. Mariusz jest twardo stąpającym po ziemi biznesmenem, który opatentował, produkuje i sprzedaje maty łucznicze, a po godzinach pisze książkę. Marek też twardo stąpa po ziemi, tylko nieco wyżej niż koledzy, bo jest przewodnikiem sudeckim. A Łukasz ma agencję artystyczną i jest muzykiem samoukiem. To on jest autorem poruszającej ścieżki dźwiękowej do umuzycznionej książki, która właśnie powstaje... Ale o tym później.

Razem mają mnóstwo pomysłów na to, jak angażować lokalnych twórców, artystów, hobbystów i pasjonatów. Założyli nawet stowarzyszenie dla wszelkiej maści zakręconych kulturalnie. W głowie już mają projekt pod hasłem "Mamy sztukę", w który chcą zaangażować właśnie tych wszystkich lokalnie działających pasjonatów i razem stworzyć przedstawienie osadzone w historii regionu czy miejsca. Wzbogacić o warsztaty taneczne czy teatralne, a wszystko we współpracy z ośrodkami kultury i samorządami. Mogłoby to być na przykład nieznane wydarzenie z życia księżnej Daisy, zagrane w mauzoleum koło zamku, przez wałbrzyszan uczęszczających na warsztaty do Wałbrzyskiego Ośrodka Kultury.

A że potrafią działać i przynosi to wymierne efekty można się było przekonać w ub. roku. To wtedy utworem muzycznym, który skomponował Łukasz zachwycili międzynarodowy świat orkiestr dętych. A rockowy utwór z zacięciem flamenco zagrała Orkiestra Dęta z Radomia na swoim 40-leciu! Utwór Rockflame był też przewodnim podczas międzynarodowego dnia orkiestr dętych i marszowych. To spore osiągnięcie, które pokazuje siłę drzemiącą w nutach i dźwiękach, które wychodzą spod ręki Łukasza.

Przed nimi najważniejszy projekt. Dokończyć książkę, która ma mieć premierę w maju tego roku. Próbka już jest, to Prolog, audiobook stworzony jako samodzielna całość i jednocześnie wstęp do książki zatytułowanej Lubię, kiedy pada deszcz.

Autorem jest Mariusz Anniuk. Powieść rodziła się w jego głowie przez 10 lat. - Któregoś dnia przyszedł do mnie i powiedział, że chce napisać książkę. Mówi, przyślę fragment, a ty powiesz czy coś w tym jest... Trochę się bałem, bo powiedz przyjacielowi, że coś w tym jest, a nie jest, albo że jest słabe. Ale czytałem z wypiekami na twarzy. A trochę tych książek przeczytałem... powiedziałem mu, że to jest rewelacja, to jest styl który mi się bardzo podoba - mówi Łukasz Cieloszyk. Pod wpływem chwili, zainspirowany prozą kolegi pomyślał sobie, że można byłoby dodać tutaj muzykę. - Tak powstał pomysł, by pod jego słowo pisane pod jego narrację dodać dźwięki, ilustrację muzyczną, taką jak tworzy się do filmu pod konkretne sceny - opowiada Łukasz.

- Kiedy dał mi odsłuchać muzykę, do tego co napisałem, były przy tym moje dwie córki i żona. Emocje, które się malowały na ich twarzach, utwierdziły mnie, że to dobry trop - wspomina Mariusz Anniuk. I tak powstał Prolog. Trafiony okazał się również wybór narratora, jest nim Michał Kosela z wałbrzyskiego teatru. Całość jest naprawdę mocna.

Opowiada o wydarzeniach na Mazurach i bestii, która narodziła się w deszczu. Tłem wydarzeń przez które podążają bohaterowie jest biały szkwał. - Szukałem wzmianek, ale nikt o tym w ten sposób nie napisał, były wzmianki o śmierci kilkunastu osób, relacje medialne, ale nikt nie napisał o tym w wersji fabularnej. To będzie metafizyczna książka, uduchowiona, będzie tu tajemnica, a cała powieść oparta na wydarzeniach, które były, miały miejsce - zdradza Anniuk.

Bestia zaatakowała we wtorek, 21 sierpnia 2007 roku. To wtedy biały szkwał spustoszył Mazury. To było tylko 15 minut podczas których fale na jeziorach sięgały 2 metrów, wiatr przewrócił 60 jachtów, 15 zatopił. Zginęło 12 osób. Istotą białego szkwału jest to, że pojawia się nagle, znikąd. Jak możemy przeczytać choćby w wikipedii, zjawisko tłumaczy Słownik Meteorologiczny Amerykańskiego Towarzystwa Meteorologicznego. Chmury burzowe, które pojawiają się na niebie przed przyjściem silnego wiatru, nie są obserwowane w wypadku białego szkwału. Szkwał pojawia się z jasnego nieba i jest nagły, żeglarz nie ma czasu na podjęcie jakichkolwiek środków zaradczych. Jedyna zapowiedź, którą wychwyci tylko doświadczona osoba, to zawieszone w powietrzu krople wody i załamujące się fale, które widzimy jako białawą zawiesinę...

Wersja drukowana książki będzie gotowa wiosną. Audiobook nieco później. Całość ma trwać 12 godzin. Zdobyciem środków na wydanie i promocję zajmuje się Marek Stankiewicz. Z całą trójką będziecie mogli spotkać się w Andrzejówce czy Harcówce (zaglądajcie na ich fanpage).

Posłuchajcie fragmentu Prologu, który można już kupić w Empiku jako samodzielną powieść albo potraktować jak wstęp do większej całości. Coś jak singiel przed całą płytą.

Niżej zamieszczamy też link do utworu Rockflame, od którego wszystko się zaczęło...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto