Moniotring w Rynku? Pic na wodę!

Dlatego złodzieje muszą się nieźle natrudzić, by dotrzeć z łupem poza Rynek. Wszystko trwa kilkanaście minut przed obiektywami kamer monitoringu. Mimo to złodzieje nie są niepokojeni przez patrol policji lub straży miejskiej i bezpiecznie oddalają się ze zdobyczą w nieznanym kierunku. To zdarzenie miało miejsce w ubiegłym tygodniu.
– O kradzieży poinformowałam policję i straż miejską – wyjaśnia Iwona Koszycka-Ławska, właścicielka kawiarni Bohema. – Po chwili zjawił się pan z monitoringu, który pytał o zdarzenie. W rozmowie z nim pozwoliłam sobie na złośliwości, bo kradzieży dokonano przed kamerami.
Z posiadanych przez nas informacji wynika, że policja zabezpieczyła nagrania. Będzie je jednak musiała poddać dodatkowej analizie. Kamera, która nagrała zdarzenie została przełączona przez osobę nadzorującą tej nocy monitoring ze sterowania automatycznego na manualne. Obracała się więc raz w jedną raz w drugą stronę. Złodzieje byli więc monitorowani z przerwami. Nie wykonano zbliżeń na ich twarze. Dlatego policyjni eksperci będą musieli dokładnie przeanalizować nagranie, by zidentyfikować sprawców. W rozmowie z poszkodowaną, strażnicy miejscy powiedzieli, że mogli bez problemu złapać złodziei, gdyby zostali powiadomieni przez osobę dyżurującą przy monitoringu. Siedzibę straży miejskiej dzieli bowiem od Rynku zaledwie kilkaset metrów.
– Tym razem był to tylko zwykły parasol – mówi Iwona Koszycka-Ławska. – Przed kamerami monitoringu mogło jednak dojść do pobicia człowieka. Strach pomyśleć, czym by się skończył w takim przypadku brak reakcji osoby z monitoringu.
Pani Iwona przywołuje przykład pracującego w jej restauracji kucharza z Bangladeszu. Mężczyzna mieszka w Śródmieściu Wałbrzycha i kilka razy musiał uciekać przed agresywnymi młodzieńcami, którzy chcieli go pobić ze względu na kolor skóry. Obecność kamer, nie wpłynęła na bezpieczeństwo mężczyzny.