O dramacie w wałbrzyskim szpitalu zaalarmowała nas rodzina 50-latki z Trzebnicy. Bliscy domagają się sprawdzenia, w jakich okolicznościach doszło do tragedii. Są zrozpaczeni i jednocześnie przekonani, że kobieta nie została odpowiednio dopilnowana. Czy tak było w rzeczywistości, próbuje ustalić prokuratura w Wałbrzychu. Śledczy wszczęli śledztwo z urzędu.
- Zaczęliśmy od zabezpieczenia dokumentacji medycznej oraz zapisu monitoringu i przesłuchania świadków tego zdarzenia. Niestety, okazało się że kamery nie obejmują miejsca, w którym doszło do zdarzenia - mówi Marcin Witkowski, prokurator Rejonowy w Wałbrzychu.
Dodaje również, że przesłuchani zostali już także świadkowie w tym personel szpitala. Teraz prokuratura czeka na wyniki sekcji zwłok 50-letniej Renaty. Ma ona dać odpowiedź m.in. na pytania, co było bezpośrednią przyczyną śmierci pacjentki, czy znajdowała się pod wpływem leków, a jeśli tak, to jakie miały one działanie.
O sprawie pisaliśmy tutaj:
Tragedia w szpitalu w Wałbrzychu. Nie żyje pacjentka, która wyskoczyła z okna? Sprawę bada prokuratura
Jak mówi rodzina, pani Renata miała problem z uzależnieniem od alkoholu. Dlatego mieli ostrzegać szpital, bo przewieziono ją nie na oddział prowadzący odwyk i detoksykację, a na oddział gdzie miała być leczona z powodu żółtaczki.
W dniu tragedii, syn pacjentki i jego żona jechali w odwiedziny do pani Renaty. Wieźli jej telewizor, chcieli ją zobaczyć chociaż przez okno.
- Dzień wcześniej nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii. Tuż przed nasza wizytą, teściowa zadzwoniła i powiedziała "synu zabierz mnie stąd, bo oni mnie wykończą - mówi nam pani Irmina, synowa 50-latki.
Jak dodaje, szpital miał przekazać informacje, że pacjentka otrzyma leki i mogą wystąpić omamy. - Tak faktycznie było, podczas rozmowy z nami mówiła, że pije właśnie herbatę z moją siostrą. A przecież to niemożliwe. Wcześniej mówiła też, że ktoś chodził koło niej w nocy. A później stwierdziła, że już wszystko jej się miesza...
Synowa kobiety mówi, że 50-latka miała wyrwać się z pasów i wyskoczyć przez okno. Taką informację usłyszeli, kiedy dotarli do szpitala. - Nikt jednak nie chciał z nami rozmawiać o okolicznościach, kazano nam opuścić teren placówki.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że kobieta po upadku była kontaktowa. Miała mieć połamane żebra i krwiaka. Przewieziono ją do szpitala przy ul. Sokołowskiego, gdzie była operowana i reanimowana. Nie przeżyła.
Prokuratura sprawdza, czy szpital dochował wszelkich procedur, czy doszło do narażenia pacjentki na utratę zdrowia i życia. To postępowanie w kierunku tzw. błędu medycznego. Szpital odmówił komentarza w tej sprawie ze względu na toczące się postępowanie prokuratorskie.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?