18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Otwórzmy serca dla dzieci

SIYA
Ubieranie choinek, nauka wierszyków i piosenek do Bożonarodzeniowej szopki, rozchodzące się wszędzie wspaniałe zapachy, a do tego ciągłe odwiedziny, przeważnie kogoś przynoszącego prezenty. Tak wyglądają ostatnio dni w Domu Małego Dziecka w Wałbrzychu.

To okres niezwykły. Zbliżają się przecież święta Bożego Narodzenia. Ciepłe, rodzinne, pełne magii. Wydawałoby się, że jest wspaniale, ale na twarzach 29 podopiecznych placówki widać tęsknotę... Ci najmniejsi nie rozumieją jeszcze za bardzo, co tracą. Nie spędzą przecież świąt z rodziną. Przed wigilią mama czy tata , przytulając je nie powiedzą, żeby zajrzały pod choinkę, bo chyba był z prezentami aniołek lub gwiazdor...
A przecież żadne z nich nie jest naturalną sierotą. Wszystkie mają gdzieś swoich rodziców. Niby od kilku już dni są obdarowywane różnymi prezentami. Jest ciepła i spokojna atmosfera, której pewnie w domu by brakowało. Ale… Maluchy intuicyjnie chyba wyczuwają, że coś jest nie tak. Starsi zaczynają już pojmować, czego im brakuje.
– Nie miałbym może tylu prezentów, ale wolałbym być z ciocią – mówi sześcioletni Robert. Od ponad pół roku stara się o niego zawodowa rodzina zastępcza. Chłopczyk chciałby, żeby zabrali go do siebie. Załatwianie formalności trwa jednak długo. – Nie rozumie dlaczego inne dzieci przychodzą, odchodzą a on tu ciągle jest – mówi Alicja Rogowska-Florczak, dyrektorka Domu Małego Dziecka w Wałbrzychu. Dodaje, że w ostatnim roku na 82 dzieci, które do nich trafiły, aż 78 zostało wykreślonych z ewidencji. Zostały adoptowane, trafiły do rodzin zastępczych, lub wróciły do rodziców. Niestety, część po jakimś czasie wraca do placówki. Robert, drobny blondynek jest obecnie jej najstarszym podopiecznym. Jest w niej też jego malutka siostrzyczka. Mająca niewiele ponad roczek, przylepa, przytula się do wszystkich i uśmiecha. Robert jest bardziej zamknięty w sobie. Chodzi już do zerówki.
– Nie lubię szkoły, bo dzieci mi dokuczają – mówi ze smutkiem odwracając twarz do ściany. Po chwili ożywia się jednak, pokazując, że zepsuł mu się samochód na baterię i trzeba go naprawić. Autko to prezent, który dostał tego dnia. Zabawki i wiele innych rzeczy podarowała im firma z Kobierzyc.
Maluchy najpierw jednak wstały jak zwykle o godz. 7 rano. Opiekunki (a właściwie ciocie, bo dzieci inaczej do nich nie mówią), dwie panie Ewy, Krysia i Irenka pomogły im się umyć i ubrać, bo o godz. 8 dzieci zawsze jedzą śniadanie. Za chwilę starsze pałaszowały zupę mleczną i rogaliki, popijając herbatą lub kakao. Najmłodsze były karmione zupką mleczną z butelek. – Teraz nie ma problemu, bo niemowlaków mamy trochę mniej, ale bywało, że było ich osiemnaście – mówi ciocia Dorota. Wtedy do karmienia dzieci angażowani byli wszyscy, włącznie z pracownikami administracji. Nie można przecież jednych nakarmić, a innym kazać czekać. W dniu naszych odwiedzin, dzieci tuż po śniadaniu wzięły się za ubieranie choinek. W młodszych grupach pomagały im ciocie. Natomiast Karolina, Robert, Nikolas, Dawid i Oliwka z najstarszej grupy (3-, 6-latków) przyozdabiały drzewko, korzystając tylko z niewielkiej pomocy. Dzieci były bardzo przejęte. Poszło im bardzo sprawnie.
O godz. 10 zjawili się goście z firmy LG w Kobierzycach i przywieźli masę wielkich kartonów z prezentami. Były tam ubranka, jedzenie, ale też wiele zabawek, w tym lalki i samochodziki. Każdy dzieciak coś dostał. Robert – wspomniany samochodzik. – Samochód dostała też Oliwia – mówi Alicja Rogowska-Florczak.
Wyjaśniała, że dziewczynka nie chce lalek. Zresztą autko też szybko porzuciła gdzieś w kącie. Dziewczynka kiedy ktoś przychodzi, po chwili ożywienia nagle robi się smutna. Nie chce się bawić, milczy. Długo starali się dojść, dlaczego tak się dzieje. Wreszcie okazało się, że mała w ten sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę. Jest wtedy pocieszana, przytulana. Pracownice placówki, traktują co prawda dzieci niemal jak swoje, ale muszą to uczucie podzielić na kilkadziesiąt małych osóbek. A dzieci wolałyby mieć przy sobie rodziców i tylko dla siebie. – Oj tak. Brakuje im też kontaktu z osobami z zewnątrz – mówiły panie Kamila i Kasia, które jakiś czas temu miały staż w Domu Małego Dziecka w Wałbrzychu. Teraz pracują w firmie udzielającej kredytów i razem z dwiema innymi pracownicami (przebranymi za św. Mikołaja i jeszcze jakiegoś, kolorowego stworka) przyjechały pobawić się z maluchami i przywiozły im prezenty. W międzyczasie, tuż po godz. 10 dzieci zjadły drugie śniadanie, a o godz. 12 zupę, czyli pierwsze danie obiadowe. Później poszły spać. Zasnęły momentalnie. – Tak jest zawsze. Kiedy w lecie były nad morzem, to o tej porze wszystkie jak na zawołanie zasypiały na plaży, pod parasolami – opowiada, śmiejąc się dyrektorka placówki. Kiedy dzieci spały, przywieziono ze szpitala kilkudniowego niemowlaka. Jego matka wyraziła wolę zrzeczenia się. – Chłopiec jest naprawdę śliczny – zachwycały się opiekunki. Zadecydowały, że jeśli jego matka nie rozmyśli się i nie zabierze go, to dadzą mu na imię Jacuś. Około godz. 14.30 maluchy zaczęły się budzić. Ciocie znowu pomogły im wstawać, a o godz. 15 dzieci jadły już drugie danie. Tym razem były to pierogi dla starszych, a dla młodszych miksowana zupka.
Kucharki mają tam codziennie pełne ręce pracy. A że zbliżają się święta, to uwijają się, jak w ukropie. Tego dnia przygotowywały dodatkowo setki, pysznych pasztecików. – To na uroczystą Wigilię. Będą na niej wszyscy, którzy nas wspierają– wyjaśniała Alicja Rogowska-Florczak.
Po obiedzie dzieci pisały list do świętego Mikołaja, na konkurs przygotowany przez firmę Colgate Palmolive ze Świdnicy. – W takich listach często piszą, że chcą wrócić do domu – mówiły opiekunki. Później część z maluchów przygotowywała przedstawienie szopki, które mają zaprezentować podczas uroczystej Wigilii. Powtarzały wierszyki i kolędy. W tym czasie kurier przywiózł do placówki 25 wielkich paczek z Lublina i Warszawy, z darami od Poczty Polskiej i Polskich Książek Telefonicznych. – Teraz codziennie mamy takie dostawy. Wczoraj były z Poznania, a dzień wcześniej z Wrocławia – mówiła Alicja Rogowska-Florczak. Ostatnio ma też jednak związany ze świętami problem. Rodzice dwojga dzieci zwrócili się o zgodę na zabranie maluchów do domu na święta. Chciałaby się zgodzić, ale ma obawy, bo przeważnie takie kilkudniowe wizyty źle się kończą.
Dzieci po powrocie przeżywają tragedię. Często wracają też chore, zmarznięte i wygłodzone. – Były sytuacje, że telefonował dziadek, żebyśmy zabrali dziecko, bo rodzice piją od rana do wieczora, a w domu nie ma co jeść i jest bardzo zimno – opowiadała dyrektorka. Dla dzieciaków w domu jest jednak najlepiej. To nic, że rodzice zawodzą. Niedawno mama jednego z chłopców podczas odwiedzin powiedziała mu, że przyjdzie w niedzielę. Mały stał w oknie przez cały dzień, ale się nie doczekał...
Po południu w domu dziecka zjawił się natomiast właściciel firmy ze Świebodzic. Od kilku lat, zawsze przed świętami, przywozi prezenty. Tak było i tym razem. – Już przyzwyczaiła się do tego nawet moja córka i mówiła mi, że trzeba odwiedzić dzieci i zawieźć im prezenty – wyjaśniał. Po godz. 18 dzieci zjadły kolację, później była jeszcze wieczorna toaleta i oglądanie bajek. Około godz. 19 poszły spać. A ciocie wzięły się za porządki. – Trzeba ogarnąć cały dom. Przygotować ubranka, dokumenty. Jak u siebie w domu, tyle że dzieci jest więcej – mówiły pracownice. Spędzą tu także święta i zadbają, by dla dzieci były wyjątkowe...

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto