Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polski uczeń „pracuje” 50-60 godzin tygodniowo. Tak wychowujemy pokolenie zestresowanych nastolatków. "Jak nie sprawdzian, to kartkówka"

Magdalena Konczal
Magdalena Konczal
Dzieci w roku szkolnym są bardzo przemęczone. Oprócz lekcji w szkole, mają także zajęcia dodatkowe i korepetycje. Poza tym muszą przygotowywać się do kartkówek, sprawdzianów i odpowiedzi ustnych. Czy uczniowie poświęcają więcej godzin na naukę, niż dorośli ludzie na pracę?
Dzieci w roku szkolnym są bardzo przemęczone. Oprócz lekcji w szkole, mają także zajęcia dodatkowe i korepetycje. Poza tym muszą przygotowywać się do kartkówek, sprawdzianów i odpowiedzi ustnych. Czy uczniowie poświęcają więcej godzin na naukę, niż dorośli ludzie na pracę? 123 RF/ zdjęcie seryjne/ mizina
Budzi się o 5.00 czy 5.30, bo musi dojechać do szkoły. Dzień wcześniej zarwał noc, trzeba było nauczyć się do dwóch kartkówek i jednej odpowiedzi ustnej. Kończy o 16.00, na 18.00 jedzie na dodatkowy angielski. A po powrocie prace domowe i nauka na kolejny dzień. Tym razem trzeba zrobić projekt, więc spać kładzie się chwilę przed północą. Polski uczeń „pracuje” zdecydowanie więcej niż niejeden dorosły – jest wyczerpany, zestresowany i zmęczony życiem.

Smutna rzeczywistość polskiej szkoły

Obecnie za sprawą proponowanych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki zmian, związanych z zawodem nauczyciela, toczy się dyskusja, dotycząca tego, ile tak naprawdę pracuje nauczyciel. Gdzieś tam, po drugiej stronie jest jeszcze uczeń. Ile on czasu poświęca na swoją pracę, jaką jest nauka?

– Córka w szkole jest przez 8 godzin, później co najmniej 2 godziny uczy się w domu – mówi nam Agnieszka, mama Ani* (uczennica ósmej klasy). – W weekend nad książkami spędza przynajmniej 4 godziny, a więc mniej więcej 54 godziny w tygodniu poświęca na naukę.

To nie jest odosobniony przypadek. Wyścig zaczyna się mniej więcej w czwartej klasie podstawówki. Już pod koniec nauczania zintegrowanego dzieci słyszą: „Pójdziesz do czwartej klasy, to zobaczysz, wtedy się zacznie”. I się zaczyna. Nieustanne straszenie egzaminem ósmoklasisty, kartkówki, sprawdziany, odpytywania i mówienie: „Ucz się, bo jak źle napiszesz egzamin, to nie dostaniesz się do dobrego liceum”.

A w liceum mechanizm jest podobny. Pierwsze słowo, które uczniowie słyszą, przekraczając próg budynku szkolnego to „matura”. Egzamin dojrzałości jest świętością, najważniejszym elementem życia każdego ucznia. Zdanie, które młodzież nieustannie słyszy od swoich rodziców i nauczycieli to: „Ucz się, bo jak źle napiszesz maturę, to nie dostaniesz się na wymarzone studia”.

Gdzieś między marzeniem o studiach a chronicznym wyczerpaniem nastolatek gubi siebie. Czasami pojawia się depresja, zaburzenia lękowe czy inne problemy psychiczne. To nie jest historia jednej czy dwóch osób, które „nie poradziły sobie z nauką”, to opowieść o polskim uczniu: pracującym niekiedy na półtora czy dwa etaty, przemęczonym, wyczerpanym, któremu od jego pierwszych szkolnych dni za najwyższy cel stawia się nie zdobycie wiedzy, ale zdanie egzaminu. Witajcie w rzeczywistości polskiej szkoły.

„Rano płakała, że nie chce iść do szkoły”

Rodzice przyznają, że podstawa programowa w szkole podstawowej od czasu reformy, związanej z likwidacją gimnazjów, jest zdecydowanie przeładowana. Młody człowiek, będący dodatkowo w trudnym wieku dojrzewania, niesie na swoich barkach olbrzymi obowiązek sprostania wszystkim wymaganiom szkolnym, a jest ich naprawdę sporo.

Matylda – uczennica ósmej klasy zajęcia zazwyczaj kończy o 14.25. Ale koniec lekcji wcale nie oznacza końca nauki. Po powrocie do domu musi przygotowywać się do kartkówek, sprawdzianów, odpowiedzi ustnych.

Dzieci są przeładowane materiałem, bo oczywiście każdy przedmiot jest najważniejszy, a później nauka do godzin wieczornych. W domu córka spędza jeszcze przynajmniej 3-4 godziny na nauce. Trudno powiedzieć, ile uczy się tygodniowo, ale na pewno więcej niż 40 godzin – opowiada jej mama.

Robimy w głowie szybkie obliczenia. Mniej więcej 7 godzin w szkole plus minimum 3 godziny w domu, to daje 50 godzin tygodniowo. Do tego dochodzi jeszcze nauka w weekendy. I korepetycje, bo nauczyciel podczas 45 minut nie jest w stanie każdemu uczniowi wszystkiego dokładnie wyjaśnić.

– Córka raz w tygodniu ma korepetycje z chemii, bo w szkole niewiele się uczą – opowiada mama Matyldy. – W zależności od potrzeb raz lud dwa razy korepetycje z matematyki. Wcześniej chodziła jeszcze na angielski, ale w tym roku zwyczajnie brakuje jej czasu i sił, a szkoda, bo języki są bardzo ważne.

U ósmoklasistki jej mama zaczęła dostrzegać objawy poważnego przemęczenia i stresu. Nic dziwnego, kiedy jednego dnia w szkole na Matyldę czekało nawet kilka kartkówek dziennie.

– Rano płakała, że nie chce iść do szkoły. Widziałam, że jest bardzo zmęczona, bałam się, czy to nie skończy się depresją. Sama zaczęłam ją namawiać, by pewne rzeczy sobie odpuściła, bo zdrowie jest najważniejsze. Byłam też na rozmowie u dyrektora. Bywały dni, gdy córka miała codziennie coś: jak nie sprawdzian, to kartkówka. A do tego wszystkiego dochodziły jeszcze niezapowiedziane kartkówki i odpytywania.

„Nie mogę spędzić popołudnia z córką, bo odrabia lekcje”

Ania w szkole spędza codziennie przynajmniej 7-8 godzin. Ostatnia klasa podstawówki okazała się dla niej wyjątkowo trudnym czasem.

– Od początku roku szkolnego nauczyciele „gonią” z programem, poświęcając na jedno zagadnienie tylko jedną godzinę lekcyjną. Co z tego, że uczeń nic z niego nie zrozumiał… Do tego dochodzi presja związana z egzaminem ósmoklasisty, dzieci nieustannie słyszą, że muszą się uczyć, bo zaraz egzamin – opowiada mama Ani.

I faktycznie się uczą. A może raczej nieudolnie starają się to robić, bo w sytuacji, gdy na kolejny dzień zapowiedziane są trzy kartkówki, a do tego trzeba odrobić jeszcze pracę domową z pozostałych przedmiotów, to naprawdę nie wiadomo za co najpierw się zabrać.

– Kilka razy w tygodniu są kartkówki, do tego 2-3 sprawdziany, które obejmują materiał z całego działu. Poza tym każdy nauczyciel ma prawo odpytać z trzech ostatnich lekcji – wymienia mama uczennicy.

Jak Ania najczęściej kończy swój dzień? O 22.00 siedzi jeszcze nad książkami, sama nie wiedząc, czy pisać wypracowanie na polski, czy nauczyć się na sprawdzian z matematyki.

– Moja córka akurat, należy do dzieci zdolnych, dużo zapamiętuje z lekcji, a i tak ma ogromne trudności w organizacji tego, jak i kiedy się uczyć – opowiada mama uczennicy. – Nie mam pojęcia, jak radzą sobie dzieci mniej zdolne, które może muszą troszkę więcej czasu poświęcić na naukę.

W życiu ósmoklasistki zdecydowanie brakuje czasu na realizowanie swoich pasji i zwykłe złapanie oddechu.

– Nie mogę spędzić chwili po południu z moim dzieckiem, bo córka albo się uczy, albo odrabia lekcje, albo przygotowuje coś do szkoły na następny dzień. Biorąc pod uwagę to, że dwa razy w tygodniu chodzi jeszcze na dodatkowy angielski, zaczyna się robić naprawdę „ciasno” z czasem. Mam wrażenie, że dzieci są pozostawione same sobie, nauczyciele nie wykazują się troską i zrozumieniem, a uczniowie są bezsilni i nie widzą wyjścia z tej sytuacji – podsumowuje mama ósmoklasistki.

„Nie chodzi na zajęcia pozalekcyjne, bo nie ma kiedy”

Ola jest w siódmej klasie szkoły podstawowej, ale nauki wciąż jest sporo. Do szkoły musi dotrzeć na 8.00, wychodzi z niej o godz. 15.00. Jej mama przesyła mi wiadomości z dziennika elektronicznego. W poniedziałek kartkówka z gramatyki języka angielskiego i test z informatyki. Wtorek wyjątkowo jest luźniejszy, ale Ola już musi zacząć przypominać sobie zagadnienia z j.niemieckiego, bo w środę czeka ją sprawdzian. W czwartek: matematyka. W piątek znów język angielski. A to i tak nie jest jeden z najgorszych tygodni.

– Teraz już jest trochę luźniej – przyznaje mama siódmoklasistki. – Ma trzy sprawdziany w tygodniu, kiedyś było ich więcej. Na przykład w kolejnym tygodniu zapowiedziano jej 3 sprawdziany, 3 zadania domowe i jedną kartkówkę.

Pytamy też o to, czy dziecko bierze udział w zajęciach dodatkowych.

– Nie, bo zwyczajnie nie ma kiedy. W weekendy też musi siedzieć nad książkami, trzeba się nauczyć na kolejny tydzień – słyszymy w odpowiedzi.

Mama Oli podkreśla, że widzi stres i przemęczenie u swojego dziecka. Brakuje czasu na odpoczynek, a co dopiero na własne zainteresowania czy spotkanie się ze znajomymi.

Smutna końcówka

Takich osób jak Matylda, Ania czy Ola jest w polskich szkołach dużo więcej. Nauka dla nich nigdy się nie kończy, bo zawsze jest jeszcze jakiś sprawdzian, do którego mogliby się nauczyć, jakieś dodatkowe zadanie, które mogliby rozwiązać czy materiał, który należy przerobić.

Czasami chcielibyśmy machnąć ręką i powiedzieć to znamienne zdanie: „Jak zaczniecie dorosłe życie, to dopiero zobaczycie, co to praca i brak czasu”. Ale czy faktycznie mamy prawo tak mówić? Większość z nas pracuje po 40 godzin tygodniowo, a dzieci nawet 50 czy 60 godzin poświęcają nauce. Właśnie w taki sposób szkoła wychowuje nastolatków, którzy już niebawem mają szansę stać się zestresowanymi i przemęczonymi dorosłymi.

*Imiona uczennic zostały zmienione.
Artykuł został pierwotnie opublikowany 29.11.21.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Polski uczeń „pracuje” 50-60 godzin tygodniowo. Tak wychowujemy pokolenie zestresowanych nastolatków. "Jak nie sprawdzian, to kartkówka" - Strefa Edukacji

Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto