Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W domu nie jestem prezesem. Prezesowanie muszę zostawić na progu... (ROZMOWA)

Robert Migdał
fot. materiały prasowe KGHM
Marcin Chludziński, prezes zarządu KGHM, rzadko opowiada o sobie. Dla nas zrobił wyjątek. Jaki jest prywatnie prezes potężnej firmy, która zatrudnia ponad 34 tysiące osób, które pracują na kilku kontynentach? Jakie ma pasje? Co w życiu ceni? Jakimi wartościami się kieruje? Rozmawia Robert Migdał

Duża firma, to duża odpowiedzialność.

- Niemała.

Kiedy prowadzi się warzywniak, to dba się o to, żeby były świeże warzywa, żeby nie zwiędły, żeby klient był zadowolony. Przy takiej globalnej firmie, jak KGHM, to ta odpowiedzialność jest potężna: tysiące pracowników, akcjonariusze, giełda…

- Każdy biznes, w każdej skali, wymaga odpowiedzialności. W warzywniaku trzeba warzywa i owoce skropić wodą, albo postawić w chłodzie, żeby nie zmarniały. To jest zachowanie odpowiedzialne. Ale odpowiedzialność nie może nas zabijać. Nie możemy myśleć tylko o zagrożeniach i o tym, jak je niwelować. Nie wolno zamartwiać się tym, co się może stać. Menadżer w dużej firmie mógłby nie zmrużyć przez to oka, bo wydarzyć może się wiele. Dlatego uważam, że trzeba robić wszystko, żeby złe rzeczy się nie działy albo, żeby ich skutki, jeśli już będą, zminimalizować. Moja praca na pewno jest odpowiedzialna i wymagająca. Chiny zasypiają, budzi się Kanada ... Działamy w różnych strefach czasowych. Zespół musi być 24 godziny na dobę na nogach i z dużą czujnością podchodzić do tego, co się dzieje. Z drugiej strony trzeba dzielić się tą odpowiedzialnością z współpracownikami. Nie jestem sam. Jest zarząd, są dyrektorzy. Pracuję z ludźmi, którzy mnie wspierają i rozwiązują problemy na najwcześniejszym możliwym etapie.

Jest pan wymagającym szefem?

- Mówią, że jestem wymagający, ale jeśli wymagam dużo od siebie, to tak samo wymagam dużo od innych. I raczej nie owijam w bawełnę: jak coś wymaga korekty, innego podejścia, jestem w stanie szybko komunikować. Wymagam od ludzi kreatywności, rozwiązywania problemów. Myślenia, co można zrobić zanim pojawią się zagrożenia. Wymagam inicjatywy, ona jest bardzo ważna, ona rozwija. Jestem wymagający, ale daję też pewną wolność w decyzjach: nie kontroluję każdego kroku ludzi, z którymi pracuję. Nie jest możliwe, nawet fizycznie, żeby każdego kontrolować. Nie byłoby to też dobre. Oczywiście jestem ciekaw projektów, rozmawiam o nich, ale nie może to być stała kontrola. Trzeba dawać ludziom wolność, pole do popisu i wierzyć w nich.

Pana styl pracy przypomina mi pracę kilku reżyserów filmowych, z którymi rozmawiałem: oni robiąc film słuchali pomysłów aktorów, scenografów, oświetleniowców. Dawali im sporą wolność w powstawaniu obrazu.

- Lubię słuchać tego, co ludzie z różnych obszarów i szczebli organizacji mają do powiedzenia, nawet jeśli się z tym nie zgadzam. To pomaga w pracy. Mam dzięki temu dostęp do różnorodnych pomysłów, wizji. Dzięki temu mogę podjąć lepszą decyzję. Pułapką dla wielu jest to, że nie wiedzą tego, co powinni, nie mają szerszego spektrum informacji albo pewnej wizji, która pomaga w ostatecznych ustaleniach. Jednak na samym końcu decyzje i odpowiedzialność za nie - spoczywają na mnie.

Doba nie jest dla pana za krótka? Miewa pan takie momenty, że czuje się pracoholikiem?

- Skutecznie się z tego leczę zmuszając się do odpoczynku. Człowiek jest skonstruowany w bardzo określony sposób: ma ograniczone rezerwy energii i jeśli o siebie nie zadba, w trakcie pracy maszyna może stanąć. Nie jestem starym silnikiem diesla w starym mercedesie, z lat 80-tych, który może wykręcić nawet milion kilometrów. Jestem trochę słabszy (uśmiech). Dlatego dbam o swój organizm.. I odpoczynek jest jednym z punktów na mojej codziennej liście zadań. Spędzam w samochodzie pewnie jakieś 700 godzin rocznie, to prawie miesiąc wyjęty z życia. Nie wszyscy za tym przepadają.

W 2020 roku nie było z tym łatwo.

- Ubiegły rok, przez koronawirusa, dał nam bardzo mocno w kość. W tym jest podobnie. To jest praca na podwyższonych obrotach, prowadzona z dużą uwagą, żeby pandemia jak najmniej nas dotknęła. Osiągnęliśmy sukces. Dzięki dużemu wysiłkowi jesteśmy jedną z nielicznych firm, która przeszła przez koronawirusa nie obniżając swoich planów i zamierzeń finansowych. To nie jest łatwe, w świecie, a w branży miedziowej, jest ewenementem. Kosztowało to bardzo dużo pracy i rzeczywiście przestrzeni do odpoczynku nie miałem za wiele.

No to jak już Pan może, to jak odpoczywa?

- Najlepiej w gronie rodzinnym. Wtedy mogę zająć się dziećmi, domem - problemami innej skali: a tu szafkę naprawić, a tu żarówkę wymienić, w lekcjach pomóc. W domu nie jestem prezesem. Prezesowanie muszę zostawić na progu... (uśmiech).

Dom, to jest pana port? Ostoja? Miejsce bezpieczne?

- Tak, to miejsce, w którym dobrze się czuję. Tam czekają na mnie żona, córki. Najbliższe mi osoby są cudowne, m.in., dlatego, że tolerują moją pracę w dwóch miejscach: i w Warszawie, i w Lubinie. Cieszę się, że mnie w tym wspierają. To dla mnie bardzo istotne. Dom jest miejscem pierwotnym - mam tam swoją przestrzeń, miejsce rozmowy, dialogu. Tam też mogę się realizować. Oczywiście to nie jest tylko sielanka - pewnie jak w każdym domu. Relacje rodzinne - szczególnie, że mam trzy córki, twarde kobiety - bywa różnie. Cztery kobiety w domu, rozumie pan…

Mam dwie kobiety w domu, rozumiem…

- Cały czas się uczę, jak sobie radzić, czytam podręczniki, jest coraz lepiej…

Ale najbardziej to chyba pana życie uczy?

- No tak, podręczniki są na drugim miejscu. Ale mam w domu psa, samca, więc mam "męskie" wsparcie (uśmiech).

A inne obowiązki domowe, poza wymianą żarówek? Koszenie trawy w ogródku?

- Trawy akurat nie lubię kosić. Są ludzie, którzy odpoczywają przy koszeniu. Dla mnie to strata czasu. Dlatego, kiedy będę budował następny dom, działka będzie mniejsza, będzie na niej mniej trawy.

Są już roboty do koszenia trawy, podobne do tych, co sprzątają w domu.

- Naprawiać to trzeba, wymaga obsługi. Nie dla mnie. Im jestem starszy, tym więcej szukam czasu dla najbliższych. Dlatego w weekend wolę spędzić czas z dziećmi niż na koszeniu trawy.

Jak pan odpoczywa?

- Bardzo lubię czytać książki. To moja wielka pasja, jeszcze z dzieciństwa.

Jakie?

- A wszystkie. Kiedy miałem 9 lat, musiałem zmienić bibliotekę. Przeczytałem prawie wszystko, co w nie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W domu nie jestem prezesem. Prezesowanie muszę zostawić na progu... (ROZMOWA) - Dolnośląskie Nasze Miasto

Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto