Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wałbrzych: Jak kupowano głosy wyborców

Artur Szałkowski
Dariusz Gdesz
Udało nam się dotrzeć do Roberta S. i porozmawiać z nim o tym jak kupił kilkaset głosów dla kandydatów PO w wyborach samorządowych w Wałbrzychu.

Artur Szałkowski: Panie Robercie w jaki sposób wciągnięto pana w proceder korumpowania wyborców?
Robert S.: Przed pierwszą turą wyborów samorządowych skontaktowała się ze mną Agnieszka, to moja stara znajoma. Zaproponowała mi pracę przy kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej. Myślałem, że chodzi o roznoszenie ulotek bądź rozlepianie plakatów. Zgodziłem się więc na te pracę bez zastanowienia. Jestem osobą bezrobotną, która utrzymuje się z prac dorywczych. Zbliżały się święta, potrzebowałem więc pieniędzy.

A.Sz.: Kiedy się Pan dowiedział, że ta praca nie będzie polegała na roznoszeniu ulotek i rozlepianiu plakatów?
R.S.: Krótko przed pierwszą turą wyborów Agnieszka powiedziała mi, że trzeba chodzić po domach i docierać do pijaczków i osób biednych ze Śródmieścia i Podgórza. Następnie proponować im pieniądze za głosowanie na konkretnego kandydata.

A.Sz.: W taki właśnie sposób kupował Pan głosy wyborców?
R.S.: Niezupełnie. Rano w dniu wyborów dostałem od Agnieszki 900 zł jako moje wynagrodzenie oraz około 2 tys. zł w drobnych banknotach na kupowanie głosów. Jeździłem samochodem w pobliżu sklepów monopolowych w dzielnicach Śródmieście oraz Podgórze i wypatrywałem stojących w ich pobliżu grupek pijaczków. Kiedy upatrzyłem sobie taką grupkę, podchodziłem do niej i proponowałem pieniądze za głosowanie na konkretnych kandydatów. Sprawdzałem tylko, czy osoba chętna na coś takiego ma dowód osobisty. Zachęcałem również, by przyprowadzali kogoś ze swojej rodziny lub znajomych. Za głosowanie na wskazanych kandydatów płaciłem najczęściej 20 lub 30 zł, kiedy trafiał się ktoś bardziej oporny płaciłem również 50 zł. W ten sposób kupiłem około 200 głosów w pierwszej turze wyborów.

A.Sz.: Na których kandydatów mieli głosować korumpowani przez Pana wyborcy?
R.S.: Najczęściej dostawali kartki, na których mieli wskazanych Stefanosa Ewangielu, Piotra Głąba, Piotra Kruczkowskiego i kilka razy przewijało się również nazwisko Jana Jóskowskiego.

A.Sz.:W jaki sposób weryfikował Pan, czy skorumpowane osoby na pewno głosują na wskazanych kandydatów?
R.S.: Łatwo ich było oszukać. Mówiłem, że w komisjach wyborczych siedzą nasi ludzie, którzy uważnie kontrolują kto na kogo głosuje. Osobom, które dostawały pieniądze za głosowanie zadawałem również podchwytliwe pytania po wyjściu z lokalu wyborczego. Musiały np. odpowiedzieć, na którym miejscu na liście było nazwisko wskazanej osoby lub, w której części kartki. Wszyscy odpowiadali prawidłowo na te pytania.

A.Sz.: Stefanos Ewangielu, na którego miał Pan kupować głosy, odcina się od znajomości z Panem. Twierdzi, że po raz pierwszy rozmawialiście dopiero 7 grudnia. Był to już drugi dzień po drugiej turze wyborów.
R.S.: To prawda, że po raz pierwszy bezpośrednio rozmawialiśmy dopiero 7 grudnia. Poszedłem się upomnieć o obiecaną mi pracę w wodociągach, która miałem dostać po wygranych wyborach, a której nie dostałem. Wcześniej bezpośredni dostęp do Pana Ewangielu miała moja znajoma Agnieszka, która wciągnęła mnie w to wszystko i pracowała w jego sztabie wyborczym oraz Mirosław P., pracownik wałbrzyskich wodociągów. Ta dwójka pośredniczyła pomiędzy Panem Ewangielu i osobami takimi jak ja, które bezpośrednio kupowały głosy. Tak było między innymi przed pierwszą turą wyborów kiedy z Agnieszką, Karoliną i jeszcze jednym chłopakiem poszliśmy do siedziby Wałbrzyskiego Związku Wodociągów i Kanalizacji. Do gabinetu Pana Ewangielu została wpuszczona tylko Agnieszka i Karolina. Ja z tym chłopakiem siedzieliśmy przez pół godziny na korytarzu. Można to sprawdzić, bo mają tam zainstalowany monitoring.

A.Sz.: Później była druga tura wyborów i znów zaangażowano Pana w akcję kupowania głosów.
R.S.: Tym razem rano w dniu wyborów spotkał się ze mną Mirosław P. z wodociągów. Do spotkania doszło na ul. Lotników w Wałbrzychu. Tam Mirosław P. przekazał mi około 2-3 tys. zł w drobnych, najczęściej 10 i 20 złotowych banknotach. To były pieniądze mające zachęcić wyborców do głosowania na Piotra Kruczkowskiego. Tym razem pracowaliśmy dwójkami i nasza działalność nie ograniczała się tylko do dwóch dzielnic, ale do terenu całego Wałbrzycha. Najłatwiej było werbować pijaczków oraz młodzież. Około godz. 14 skontaktowała się z nami Agnieszka i powiedziała, że musimy zwiększyć ilość kupowanych głosów, bo według ich nieoficjalnych danych prowadził wówczas Lubiński przed Kruczkowskim. Tym razem dopiero po wyborach, kiedy okazało się, że wygrał Kruczkowski, zapłacono mi 900 zł za wykonaną pracę. Znów kupiłem około 200 głosów.

A.Sz.: Kupowaliście sobie tak bezkarnie głosy i nikt nawet nie zwrócił wam uwagi?
R.S.: Owszem zdarzały się osoby, głównie w wieku 40-50 lat, które słysząc propozycję głosowania na konkretnego kandydata za pieniądze były zbulwersowane. Niektóre nawet wyrażały to w dosadnych słowach. Jak już wspomniałem nie było natomiast problemów z werbowaniem pijaczków i młodzieży. Nawet teraz mogę zabrać Pana na miasto i pokazać jak łatwe jest kupowanie głosów w Wałbrzychu.

A.Sz.: Zdecydował się Pan zgłosić do prokuratury i opowiedzieć o całym procederze, by się zemścić za to, że nie otrzymał obiecanej pracy w wodociągach. Czy też przestraszył się Pan konsekwencji popełnionego przestępstwa?
R.S.: Decyzję o zgłoszeniu się do prokuratury podjąłem i oznajmiłem w mieszkaniu Agnieszki. Usłyszałem bowiem o tym, że sprawą wyborów w Wałbrzychu zajęło się już CBA oraz prokuratura. Wolałem zgłosić się sam i liczyć na złagodzenie kary. Nie chciałem czekać w niepewności, czy któregoś ranka nie zastuka do moich drzwi policja. Świadkiem mojej decyzji była między innymi Sylwia T., która również kupowała głosy. To ta sama kobieta, która również zgłosiła się do prokuratury i złożyła zeznania, a później prawdopodobnie ze strachu odwoływała je.

A.Sz.: Nim Pan i Pani Sylwia zgłosiliście się do prokuratury, by opowiedzieć o swoim udziale w przestępstwie, najpierw opowiedzieliście o tym przed kamerami telewizji DAMI. Dlaczego najpierw poszliście z tym do mediów?
R.S.: Słyszeliśmy, że Patryk Wild, kandydat na prezydenta Wałbrzycha miał oświadczyć w telewizji DAMI, że zapłaci nagrodę osobom, które podadzą dowody kupowania głosów w Wałbrzychu.

A.Sz.: Nagrody ostatecznie nie dostaliście. Teraz natomiast ma Pan ogromne problemy. Czy to prawda, że jest Pan zastraszany?
R.S.: Od momentu kiedy zgłosiłem się do prokuratury, a składałem już tam dwukrotnie zeznania, regularnie odbieram telefony z pogróżkami. Od znajomych wiem, że po dzielnicy gdzie mieszkam kręcą się również podejrzane typy, które wypytują o mój adres. Nie ukrywam, że czuje się coraz bardziej zagrożony.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto