Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wałbrzych: Stanisław Grędziński wspomina zmarłą Irenę Szewińską - koleżankę z reprezentacji Polski

Artur Szałkowski
Zmarła Irena Szewińska i Stanisław Grędziński, byli członkami słynnego polskiego wunderteamu lekkoatletycznego
Zmarła Irena Szewińska i Stanisław Grędziński, byli członkami słynnego polskiego wunderteamu lekkoatletycznego Dariusz Gdesz / Szymon Starnawski
Oboje byli członkami słynnego polskiego wunderteamu lekkoatletycznego. Odnosili sukcesy na tych samych mistrzostwach Europy oraz Igrzyskach Olimpijskich. W rozmowie z nami Stanisław Grędziński wspomina zmarłą koleżankę - Irenę Szewińską.

• W piątek (5 czerwca) na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie odbędzie się pogrzeb Ireny Szewińskiej, Pana koleżanki z czasów wspólnych startów w reprezentacji Polski, a później Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Pamięta Pan w jakich okolicznościach się poznaliście?
– Doskonale pamiętam, bo do spotkania doszło w wesołych okolicznościach. To było na początku lat 60. Przebywałem wówczas z kolegami z reprezentacji Polski, na obozie 400-metrowców w Spale. W trakcie naszego pobytu przyjechała tam ekipa z naboru trener Ireny Dobrzańskiej i była w tej grupie wysoka i chuda dziewczyna, której nie sposób było nie zauważyć. To była właśnie Irena. Początkowo nasze spotkania ograniczały się do zgrupowań kadry. Na co dzień Irena trenowała bowiem w Polonii Warszawa, a ja w Górniku Wałbrzych. Do częstszych spotkań zaczęło dochodzić, kiedy Irena wyszła za mąż za naszego wspólnego reprezentacyjnego kolegę - płotkarza Janusza Szewińskiego. W trakcie zgrupowań, czy startów na zawodach Janusz robił zdjęcia. Otrzymałem od niego m.in. fotografię, którą zrobił mi z Ireną na Mistrzostwach Europy w Budapeszcie w 1966 r.

• Podczas Mistrzostw Europy w Budapeszcie zdobył Pan dwa złote medale: w biegu indywidualnym na 400 metrów oraz w sztafecie 4x400 metrów z Janem Wernerem, Edmundem Borowskim i Andrzejem Badeńskim. Na tych samych mistrzostwach Irena Szewińska, wówczas jeszcze Kirszenstein zdobyła cztery medale: srebrny w biegu na 100 m, złoty na 200 m, złoty w skoku w dal i złoty w sztafecie 4 x 100 m z Elżbietą Bednarek, Danutą Straszyńską i Ewą Kłobukowską. Było wspólne świętowanie tak dużego sukcesu?
– Mistrzostwa Europy w 1966 r. były specyficzną imprezą. Nasza reprezentacja została zakwaterowana w akademiku koło PGR-u, który był położony około 20 km od Budapesztu. Na zawody z miejsca zakwaterowania dojeżdżaliśmy kolejką podmiejską. Wspólnego świętowania sukcesu na stadionie nie było, bo konkurencje pań rozgrywane były w innym czasie. Świętowaliśmy natomiast z kibicami na ulicach Budapesztu.

• Dwa lata po sukcesie w Budapeszcie, Irena Szewińska i Pan ponownie zostaliście członkami lekkoatletycznej reprezentacji Polski, tym razem na Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku w 1968 r.
– W związku z tym, że Igrzyska Olimpijskie w Meksyku odbywały się na dużych wysokościach, nasza reprezentacja wyjechała na obóz przygotowawczy, połączony z aklimatyzacją do górskiego ośrodka Font Romeu we Francji. Tam spotykaliśmy się i na treningach i na stołówce, gdzie spożywaliśmy posiłki. Na Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku Irena zdobyła złoty medal w skoku w dal i brązowy w biegu na 200 m. W pamięci utkwiła mi nieprzyjemna sytuacja związana ze startem naszej sztafety pań 4x100 m. Irenie wypadła z ręki pałeczka, co się po prostu zdarza w tym sporcie i nasze dziewczyny straciły szansę na pewny medal. Koleżanki ze sztafety miały o to do Ireny pretensje. Było mi jej bardzo żal, bo nie zgubiła przecież pałeczki celowo. Nie była to jedyna kontrowersja związana ze startem naszej reprezentacji. Pobiegłem w sztafecie 4x400 m, w tym samym składzie, co dwa lata wcześniej w Budapeszcie. Uzyskaliśmy taki sam czas jak sztafeta Republiki Federalnej Niemiec (czas 3:00,5), bijąc przy okazji rekord Polski. Mimo to, to Niemcom przyznano trzecie miejsce i wręczono brązowe medale, a nas sklasyfikowano na czwartym miejscu. Rok później, na Mistrzostwach Europy w Atenach członkowie niemieckiej sztafety przyznali, że to nam należało się trzeci miejsce i chcieli nam oddać swoje medale, ale ich nie przyjęliśmy. Miałem nadzieję, że kiedy Irena została członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, uda się tę sprawę załatwić. Były przecież w historii przypadki, kiedy po latach wręczano medale wcześniej skrzywdzonym olimpijczykom. Wielokrotnie na ten temat rozmawiałem z Ireną, niestety sprawy nie udało się załatwić i mimo, że uzyskaliśmy taki sam czas jak Niemcy zostaliśmy potraktowani niesprawiedliwie.

• Po zakończeniu kariery sportowej, Pan podobnie jak Irena Szewińska nie porzucił lekkiej atletyki. Poza pracą inżyniera budownictwa, po latach powrócił Pan do sportu i został trenerem młodych lekkoatletów w Górniku Wałbrzych oraz działaczem PZLA i PKOl.
– Dzięki temu po latach odnowiłem swoje kontakty m.in. z Ireną Szewińską. Po raz ostatni widzieliśmy się i rozmawialiśmy w 2016 r. Wiedziałem, że zmagała się z chorobą nowotworową. Powiedziała mi jednak, że wszystko jest już w porządku i wraca do zdrowia. Dlatego szokiem była dla mnie informacja sprzed kilku dni o śmierci Ireny. Była dobrą osobą o szczerym i ciepłym uśmiechu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto