Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wałbrzych: Zmarła Leokadia Słopiecka

Artur Szałkowski
Leokadia Słopiecka 1920-2017
Leokadia Słopiecka 1920-2017 Dariusz Gdesz
Wałbrzych: Zmarła Leokadia Słopiecka - Zasłużona dla Miasta Wałbrzycha i prezeska Dolnośląskiego Stowarzyszenia Opieki nad Byłymi Więźniami Politycznymi Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych w Wałbrzychu.

Wałbrzych: Zmarła Leokadia Słopiecka. W poniedziałek 14 sierpnia, w wieku 97 lat zmarła Leokadia Słopiecka, którą w grudniu 2014 roku Rada Miejska Wałbrzycha uhonorowała zaszczytnym tytułem - Zasłużony dla Miasta Wałbrzycha. Od wielu lat Pani Leokadia prezesowała Dolnośląskiemu Stowarzyszeniu Opieki nad Byłymi Więźniami Politycznymi Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych w Wałbrzychu i niestrudzenie niosła pomoc jego podopiecznym.

Leokadia Słopiecka urodziła się 26 lutego 1920 roku we wsi Podstoła, będącej obecnie w granicach administracyjnych województwa świętokrzyskiego. Jej ociec był dość zamożnym gospodarzem i posiadał około 16 ha ziemi. Leokadia Słopiecka od najmłodszych lat pracowała w gospodarstwie i pomagała rodzicom w opiece nad młodszym rodzeństwem. Ukończyła szkołę podstawową, a edukację kontynuowała w 5-letniej szkole krawieckiej w Kielcach, gdzie uzyskała dyplom mistrzowski. Po wybuchu wojny wróciła do rodzinnej wsi i wykonywała wyuczony zawód. Pod przykrywką usług krawieckich podjęła działalność konspiracyjną. Współpracowała z przedstawicielami Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Odbyła konspiracyjne kursy sanitariuszki i łączniczki. W tym czasie wyszła za mąż za polskiego żołnierza, który brał udział w kampanii wrześniowej i urodziła mu syna. Pozornie spokojne życie na wsi przerwały traumatyczne wydarzenia z końca 1943 r. Tak je wspominała Leokadia Słopiecka.

„Miałam wtedy 23 lata, mieszkałam na wsi w województwie kieleckim. Byłam mężatką, mieszkałam z rodzicami, mężem i 4-miesięcznym dzieckiem. 19 grudnia 1943 roku, o świcie wioskę otoczyli żołnierze niemieccy w pełnym umundurowaniu z psami. Mąż zdążył uciec do pobliskiego lasu, mama w tym czasie była w szpitalu w Kielcach. Myślałam, że to łapanka. Dlatego wierzyłam, że nie zabiorą mnie, młodej matki i schorowanego ojca. Stało się jednak inaczej. Żołnierze wkroczyli do naszego mieszkania i okropnie pobili mnie i ojca. Potem wypchnęli nas na podwórko. Zdążyłam złapać dziecko na ręce zawinięte w prześcieradło i wyjść. Podbiegł do mnie żołnierz, wyrwał mi dziecko z rąk i rzucił w śnieg. Mnie i ojca popędzili przed dom sołtysa, byłam tylko łapciach i nocnej koszuli. Tak stałam do godzin popołudniowych na kilkunastostopniowym mrozie.
W tym czasie żołnierze przeszukiwali wieś i zabierali młodych mężczyzn. Spędzono 32 osoby, po wojnie do wsi wróciły tylko dwie - ja i jeden mężczyzna z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Następnie przewieziono nas pod nasz dom. Mnie i ojca wpędzono do wewnątrz. Byliśmy pewni, że nas spalą wraz z budynkami. Ustaliliśmy rodzaj naszej śmierci . Ojciec założył pętle do belki w suficie gdzie miał zawisnąć, gdy się będzie wszystko palić. Ja poderwawszy stołek spod jego nóg, miałam rzucić się w okno i ugodzona kulą wpaść w ogień i zginąć w płomieniach. W tym czasie 12-letnia córka sąsiada, przeszła przez zgraję żołnierzy i przyniosła mojego syna, którego uratowała, a później wychowała. Ja prosząc i zaklinając odesłałam ją z moim dzieckiem, by uchronić go od spalenia wraz z nami. Nikt nie zrozumie bólu matki po utracie bezbronnego dziecka. Nadal prześladuje mnie wizja mojego maleństwa pozostawionego na pastwę okrutnego losu.
Żołnierze niemieccy zabrali nasz dobytek i pozostawili puste zabudowania. Nas wepchnęli do samochodu i wraz z innymi aresztowanymi mieszkańcami wioski wywieźli do więzienia w Kielcach na pierwszy oddział polityczny. Ojca po uprzednim biciu i torturowaniu wysłano do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen i tam został zamordowany. Mnie wezwano do pokoju badań, skuto w kajdany, założono mi ręce za kolana, a pod kolana gruby kij. Tak leżącą na ziemi biło mnie do nieprzytomności dwóch młodych mężczyzn. Pytano mnie o przynależność do organizacji opozycyjnych, o miejsce ukrywania broni, o członków biorących udział w rzekomym spisku. Byłam przesłuchiwana przez młodego hitlerowca. Wszystko co powiedziałam było tłumaczone na język niemiecki. Jak długo byłam bita? Nie wiem.
Po odzyskaniu przytomności, w obecności lekarza więziennego przeniesiono mnie do celi. Tam po kilku dniach otworzyły się rany, ciało gniło, sączyła się ropa, całkowity bezwład od pasa w dół, pourazowy ból głowy, spuchnięta twarz. W tym stanie przeniesiono mnie do szpitala więziennego, gdzie leżałam trzy miesiące. Na oddziale okazało się, że mam ranę po oparzeniu na prawym kolanie. Przed przybyciem lekarza cucili mnie, przypalając mi ciało.
Po trzech miesiącach z niewygojonymi ranami wysłano mnie do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie przebywałam do końca wojny. Po przybyciu do obozu i wpędzeniu nas do tak zwanej łaźni, ogolono nam głowy i obrabowano ze wszystkiego cośmy jeszcze mieli, nawet z ubrania. Puścili z góry strumienie wody, na przemian zimną i gorącą. Odtąd staliśmy się numerami nie ludźmi. Mi przydzielono numer obozowy 33 804.
Kiedy spojrzałam w okno obozowego baraku zobaczyłam ludzi, którzy wyglądali jak szkielety w pasiakach. Ciągnęli ciężko załadowane wozy, nieśli ogromne ciężary, które były ponad ich siły. Za kilka godzin i ja wtopiłam się w tłum nieszczęśników. W obozie ciężko pracowałam. Głodna, wyczerpana do granic wytrzymałości, bita, upokarzana, poniżana, pracowałam w lesie, a następnie przy przenoszeniu nikomu niepotrzebnych darni. Byłam bita przy najmniejszym potknięciu, nie nadążałam. Do niezagojonych ran z więzienia, które otworzyły się, doszły nowe. Krew lała mi się po nogach. Wreszcie zabrano mnie do rewiru. Strach był nie do opisania, kiedy przyjeżdżali do obozu tzw. „trupie czaszki” (esesmani - dop. red.) i dziesiątkowali stojących na apelu ludzi i zabierali na śmierć.
Byłam młoda i chciałam żyć, choćby dla dziecka. Patrząc na te niesamowite bestialstwa, często pytałam dlaczego Bóg pozwala tym bestiom naigrawać się z ludzkich poniżeń, cierpień i śmierci. Po kilkudniowym pobycie w rewirze, przeniesiono mnie do komanda szewców i to uratowało mi życie. Inaczej podzieliłabym los swojego ojca i innych więźniów zamordowanych w obozach koncentracyjnych”.

Pani Leokadia powtarza, m.in. na spotkaniach z gimnazjalistami z Niemiec, że z biegiem lat rany się zagoiły. Pozostały jednak blizny i pamięć do końca życia o traumatycznych doświadczeniach z więzienia i obozu koncentracyjnego. Po zakończeniu wojny Leokadia Słopiecka osiedliła się wraz z mężem na wsi położonej niedaleko Wałbrzycha i prowadzili gospodarstwo rolne. Ich syn dzięki pomocy życzliwych sąsiadów przeżył wojnę. Ukończył później Wojskową Akademię Medyczną i prowadził aptekę w Kielcach. W 1950 r. Leokadia Słopiecka i jej mąż nie chcieli wstąpić do rolniczej spółdzielni produkcyjnej i przeprowadzili się do Wałbrzycha. Tu po pewnym czasie ponownie objęli gospodarstwo rolne, które oddali w 1980 r. w zamian za rentę.

Pani Leokadia została wówczas zatrudniona w nieistniejącym już, lokalnym zakładzie mięsnym. Pracowała w nim przez 10 lat. Przez 25 lat Leokadia Słopiecka była ławnikiem w sądzie rejonowym. W 2005 r. została w Wałbrzychu Wolontariuszem Roku, gdzie motto swojej działalności społecznej określiła powiedzeniem: „Chcę być potrzebna do końca moich dni”. Była także przewodniczącą Dolnośląskiego Stowarzyszenia Opieki nad Byłymi Więźniami Politycznymi Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych. Przez około 20 lat współpracowała z młodzieżą ze Szkoły Jack Steinberger Gymnasium w niemieckim Bad Kissingen. Organizowała ich spotkania z byłymi więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych, którzy opowiadali młodym Niemcom o swoich traumatycznych przeżyciach z okresu wojny.

Archiwum Historii Mówionej Ośrodka KARTA i Domu Spotkań z Historią w Warszawie w cyklu: Zapomniani świadkowie XX wieku, zarejestrowało trwające ponad dwie godziny wspomnienia Leokadii Słopieckiej z okresu wojny. Wielokrotnie była wyróżniana za swoją pracę społeczną. Została odznaczona m.in.: Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Oświęcimskim, Złotą Odznaką Honorową Związku Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej.
Uchwałą z 18 grudnia 2014 r. Rada Miejska Wałbrzycha nadała Leokadii Słopieckiej honorowy tytuł Zasłużonej dla miasta Wałbrzycha. Oficjalna uroczystość związana z wręczeniem wyróżnienia przez prezydenta Wałbrzycha odbyła się w styczniu 2015 r.

Pogrzeb Leokadii Słopieckiej odbędzie się w poniedziałek 21 sierpnia o godz. 13. na cmentarzu w wałbrzyskiej dzielnicy Podgórze.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto