Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wałbrzyszanka żąda ukarania lekarzy, bo odmówili pomocy dzieciom. Mówi o skandalu i braku empatii

Adrianna Szurman
Mała Wiktoria po tygodniu zawirowań trafiła do szpitala. Jej wyniki były złe.
Mała Wiktoria po tygodniu zawirowań trafiła do szpitala. Jej wyniki były złe. Użyczone
Mama z Wałbrzycha nagłośniła w mediach społecznościowych, jak została potraktowana w wałbrzyskiej przychodni i szpitalu przy ul. Batorego. I rozpętała burzę. - Choć moje dzieci miały po 41 stopni gorączki, 3-letnia córka leciała mi przez ręce, nie przyjęła nas ani pani doktor z Podzamcza, ani pani doktor w szpitalu. Pierwsza odesłała mnie do prywatnego gabinetu, a druga powiedziała, że zbada dziecko za 150 zł - mówi pani Sonia Skóra.

Sytuacja tak zdenerwowała mamę z Wałbrzycha, że powiedziała "nie odpuszczę". Pani Sonia złożyła skargi na zachowanie lekarek z Wałbrzycha wszędzie, gdzie tylko mogła. - Żądam ukarania lekarek. Przez dwa dni nie mogłam dostać się do lekarza z dziećmi, choć gorączkowały i było z nimi naprawdę źle - mówi pani Sonia Skóra.

Jest mamą 10-letniego chłopca chorego na epilepsję i 3-letniej dziewczynki z orzeczeniem o niepełnosprawności. W związku z tym są częstymi bywalcami gabinetów lekarskich.

- Ale czegoś takiego jeszcze nie przeżyliśmy. Dzieci w niedzielę zaczęły gorączkować, miały po 40,5 - 41 stopni gorączki. Najpierw próbowałam zbić temperaturę syropami, co częściowo się udawało. Zdecydowałam, że z samego rana zarejestruję dzieci w przychodni na Podzamczu. Niestety, usłyszałam, że nie ma miejsc i mam próbować jutro. We wtorek sytuacja się powtórzyła. Lekarka powiedziała, że mogę po godz. 16 przyjść do jej gabinetu prywatnie. Zdenerwowałam się, bo tego dnia były dwie lekarki w przychodni, do jednej była kolejka, a druga miała pusty gabinet. Nie chciała mi dać jednak odmowy na piśmie - mówi pani Sonia i tłumaczy, że postanowiła nie czekać i jechać do szpitala przy ulicy Batorego na oddział pediatryczny.

W szpitalu zażądano ode mnie pieniędzy

Jak twierdzi, tam zaczął się dramat. - Po godzinie 15 byłam z dziećmi w naszym szpitalu na Batorego. Panie z rejestracji również odmawiały przyjęcia, zadzwoniły do przychodni, by potwierdzić czy na pewno próbowałam zarejestrować dzieci (oczywiście się potwierdziło), ale ostatecznie po moich prośbach zadzwoniły po lekarkę. Dzieci miały zostać przyjęte i zbadane, kazano czekać na lekarza. Po jakichś 15 minutach zeszła pani doktor, która już od windy robiła mi wyrzuty, że najpierw trzeba iść do przychodni, oczywiście powiedziałam, że byłam. Doktor powiedziała, że dzieci nie przyjmie, że syn nie wygląda na chorego. Córka leciała mi przez ręce.

Ostatecznie lekarka powiedziała, że przyjmie dzieci, ale płatnie 150 zł za dziecko i że przyjmie tylko córkę, bo jest mała. Po chwili syn zaczął mocno kaszleć, wręcz się dusić. Doktor stwierdziła, że przyjmie oboje, ale muszę zapłacić za wizytę. Była opryskliwa, niemiła i bardzo chamska. Oczywiście w szpitalu wybuchła awantura. Wróciłam z dziećmi do domu. Zaczęłam znowu podawać leki na gorączkę, zadzwonił telefon. Dzwonili z rejestracji z naszego szpitala dziecięcego. Pani pielęgniarka kazała wrócić z dziećmi. Powiedziała, że doktor w ramach wyjątku zbada dzieci bezpłatnie, że doktor nie chce mieć problemów. Powiedziałam, że nie wrócę, a jak znowu dzieci dostaną tak wysokiej gorączki to dzwonie po pogotowie - opisuje sytuację pani Sonia.

Skargę na zachowanie lekarzy złożyła u dyrekcji przychodni z Podzamcza, u dyrekcji szpitala, u ordynatorki oddziału, w NFZ, izbie lekarskiej. Zamierza też sprawę skierować do prokuratury. - Nie robię tego z zemsty, a dlatego, żeby już nikogo więcej nie spotkało to co nas.

Pani doktor: to cennik szpitalny, wystawia się paragon fiskalny

Zupełnie inaczej sprawę przedstawia lekarka ze szpitala przy ul. Batorego w Wałbrzychu. - Miałam tego dnia popołudniowy dyżur od godz. 15.00. Dyżur wygląda tak, że lekarz przejmuje pacjentów od prowadzących lekarzy, musi sprawdzić w jakim stanie się znajdują i zbadać niektórych z nich osobiście, sprawdzić wyniki ich badań.
Tego dnia było kilka pilnych cięższych zachorowań, a byłam na oddziale sama. To za te dzieci i ich stan odpowiadam. Ten sam lekarz pełni jednocześnie dyżur na oddziale i izbie przyjęć przyjmując do szpitala dzieci ze skierowaniami, przywiezione przez karetki pogotowia i w stanach nagłego pogorszenia zdrowia i decyduje o sposobie ich leczenia.

Tymczasem mama, która przyszła ok. godziny 15.20 z dwojgiem dzieci chorujących od dwóch dni nie miała skierowania do szpitala. Zgłosiła się w czasie pracy przychodni i jeżeli jeden lekarz odmówił przyjęcia mogła udać się do drugiej lekarki w tej samej przychodni, a tego nie zrobiła. Miała również możliwość dwukrotnego skorzystania z nocnej świątecznej pomocy lekarskiej. Pielęgniarki, które zmierzyły dzieciom temperaturę, przekazały mi że nie mają gorączki. Dotknęłam też ręką czoła dziewczynki, nie miała podwyższonej temperatury. W mojej ocenie dzieci były w stanie dobrym, stabilnym.

Dlatego stwierdziłam, że jeżeli mama życzy sobie badania dzieci w szpitalu, to zbadam je, ale odpłatnie. Według cennika szpitala konsultacja specjalistyczna dziecka bez skierowania kosztuje 150 zł i jest to cennik Szpitalny. Ta opłata jest pobierana na rzecz szpitala w sytuacji, kiedy mama życzy sobie, aby dziecko zbadał konkretny lekarz ze szpitala, a nie ma skierowania. Poniesiona opłata kwitowana jest paragonem fiskalnym. Mama zdenerwowała się, nie zgodziła się na opłatę i zaczęła nam grozić sądem. Zaproponowałam jeszcze że zbadam w takim razie czy dzieci nie wymagają przyjęcia do szpitala ale mama zabrała dzieci i wyszła. Zapowiadając że wróci karetką jak zagorączkują.

Nie dawało mi to jednak spokoju i kiedy uporałam się z najpilniejszymi przypadkami na oddziale, poprosiłam pielęgniarki by zadzwoniły po mamę z dziećmi. Zdecydowałam, że zbadam je nieodpłatnie w drodze wyjątku. Mama jednak odmówiła przyjazdu - zaznacza pani doktor ze szpitala. Nie chce jednak wypowiadać się z imienia i nazwiska.

Opłaty pobieramy tylko od nieubezpieczonych

Oficjalnie do sprawy nie ustosunkował się jeszcze szpital. - Jesteśmy na etapie wyjaśniania tej sprawy. Jedno jest jednak pewne. Nie bierzemy pieniędzy za badanie pacjentów. To szpital publiczny. Owszem obowiązuje w szpitalu cennik badań, ale dotyczy wyłącznie osób nieubezpieczonych - zaznacza Sylwia Grzondziel, rzecznik prasowy szpitala.

Lekarz w przychodni był chory

Dyrektor przychodni tłumaczy tymczasem: W dniu 20.01 w pediatrii na Podzamczu nagle wypadł jeden lekarz z powodu choroby. Lekarz ten na co dzień przyjmuje nawet po 40 małych pacjentów. W tym dniu w sumie przyjęliśmy 57 dzieci w naszej placówce na Grodzkiej. Wszelkie przypadki, które potrzebowały wizyty u lekarza, były wysyłane do naszych pozostałych placówek. Pacjentka z takiej możliwości nie skorzystała - mówi Kamil Śliwa, dyrektor przychodni.

Pani Sonia przekonuje, że nikt jej o takiej możliwości nie poinformował. W środę, kiedy udało jej się w końcu zarejestrować w przychodni na Podzamczu, lekarz stwierdził u dzieci zapalenie oskrzeli i ostre zapalenie gardła. Dziewczynka nie chciała ani jeść, ani pić. Jej stan się pogarszał. Na tyle, że w sobotę już ze skierowaniem została przyjęta na oddział. - Bałam się o nią, zrobiłam prywatnie wyniki, były bardzo złe. Po wdrożeniu leczenia w szpitalu stan zaczął się poprawiać. Po weekendzie wypisano nas do domu. Rozważam, czy nie zgłosić sprawy prokuraturze. Zwłaszcza za te 150 zł. Nie po to zdesperowani rodzice, przerażeni stanem zdrowia dzieci, jadą do szpitala, żeby słyszeć, albo płacisz, albo idź stąd.

Po tym, jak Pani Sonia sprawę nagłośniła w mediach społecznościowych, pod postem pojawiło się blisko 300 komentarzy. Matki z Wałbrzycha murem stanęły za wałbrzyszanką. Opisują podobne historie i namawiają, by sprawy nie odpuściła.

W galerii zdjęć skargi, które złożyła pani Sonia Skóra oraz cennik obowiązujący w szpitalu dla osób nieubezpieczonych

Do tematu wrócimy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto