Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Weekend z duchami

Robert WYSZYŃSKI, zdjęcia: Piotr MAZUREK
Po wielu godzinach jazdy Kowary witają nas hukiem piorunów i ulewą. O zwiedzaniu tego podjeleniogórskiego miasteczka nawet mowy nie ma. Ale myśmy nie przybyli podziwiać starówki – tylko odwiedzić miejsce ...

Po wielu godzinach jazdy Kowary witają nas hukiem piorunów i ulewą. O zwiedzaniu tego podjeleniogórskiego miasteczka nawet mowy nie ma. Ale myśmy nie przybyli podziwiać starówki – tylko odwiedzić miejsce niezwykłe,

jedyne takie w Polsce: sztolnie byłej kopalni uranu, skrywające walońskie skarby. Podjeżdżamy pod wejście sztolni nr 9 niedawno udostępnionej turystom.

Z araz poprawia nam się burzowy humor, bo wita nas czarującym uśmiechem tamtejsza przewodniczka Anna Traczyk, obeznana w temacie jak mało kto. Pioruny jeszcze walą na zewnątrz aż się góra trzęsie, ale my jesteśmy już w środku, by nie wychodzić z podziwu przez najbliższe dwie godziny.

– Sztolnię kupił od miasta prywatny inwestor Amica Wronki – opowiada pani Ania. – Zainwestowali, odrestaurowali, zbudowali trasę turystyczną, przy wejściu powstaje pensjonat; chcą we wnętrzu góry odtworzyć uzdrowisko – inhalatorium radonowe. Było tu już takie od 1974 roku do 1989. Ludzie się leczyli z alergii, astmy, chorób układu krążenia, impotencji. Potem nastąpiły zmiany, zabrakło pieniędzy. Teraz znów się będą leczyć, ale już prywatnie.

Jeziorko Latimerii

Pierwszym zaskoczeniem jest zakątek zwany Jeziorkiem Latimerii. Tu ze skały kapie woda, która jest specjalnością „kuchni” kowarskich sztolni. Nazwano ją „Potencjałką”.

– To jeden z naszych podziemnych skarbów – śmieje się pani Ania. – Nasza woda znacznie zwiększa potencję sił witalnych. Działa jak wiagra, tyle że bez skutków ubocznych. Panom gorąco polecam. Paniom też nie zaszkodzi... Nasz polski specyfik, niestety, limitowany przez naturę jest nagrodą dla kowarskich gwarków i pochodzi od legendarnego „Bożka Priapa”. Pijący tę wodę są wybrańcami losu.

Po paru kroplach czeka nas przeprawa przez Labirynt Uranosa – a w nim unikalny i ściśle chroniony skarbiec Walonów. Walończycy posiadali niezwykłe umiejętności wydzierania tajemnic ziemi; posługiwali się wahadełkami, różdżkami, zajmowali tajemnymi siłami i energiami; żyli z poszukiwania najcenniejszych kruszców, minerałów oraz ich obróbki. Dlatego rozpoznanie bogactw naturalnych Sudetów Zachodnich nastąpiło we wczesnym średniowieczu, kiedy to z dalekiego południa i zachodu przybyli na Śląsk poszukiwacze cennych kruszców – zwani właśnie Walończykami lub Walonami.

– Należymy do Sudeckiego Bractwa Walońskiego – opowiada Ania Traczyk. – Kolekcjonujemy minerały, podobnie jak oni. Patronem Walończyków jest św. Wawrzyniec, który swoją opieką objął wszystkich poszukiwaczy i ludzi gór. Kaplica pod jego wezwaniem stoi na szczycie Śnieżki i tam się corocznie zbieramy.

Skarby walońskie są przecudnej urody: ametysty, biały kryształ górski, kwarc różowy, kwarc dymny, morion (kamień śmierci)...

– Ale odjazd! – wzdychamy z podziwu.

– To zaraz będzie jeszcze większy – uśmiecha się nasza przewodniczka. Stajemy jak wryci. Kolejna oszklona grota pełna jest wspaniałych agatów – kamieni płodności. Dla samego widoku warto było tu przyjechać.

Uwaga – napromieniowanie!

Ale co z samym uranem? Otóż w latach dwudziestych XX wieku w sztolniach po rudach żelaza Niemcy rozpoczęli poszukiwania i wydobycie rudy uranu. Przecież chcieli pierwsi zbudować bombę atomową (prawie się im udało). Po wojnie kowarskie kopalnie przejęli Rosjanie; otoczyli tajemnicą, zastraszyli mieszkańców okolicy i nakazali pod groźbą śmierci trzymać buzię na kłódkę. Podobno pierwszą sowiecką bombę atomową (i następne) wyprodukowano z kowarskiego uranu. Wysyłką rudy uranowej do ZSRR zajmowały się otoczone ścisłą tajemnicą zakłady R1. Do 1973 roku w Kowarach wydrążono ponad 20 sztolni poszukiwawczych i wykonano dziesiątki kilometrów wyrobisk podziemnych do głębokości 700 metrów pod powierzchnią gór. Wielu polskich robotników na skutek choroby popromiennej zmarło.
Natomiast w „naszej” sztolni nr 9 nie znaleziono rud uranu. Dlatego jest bezpieczna. Chociaż... Jest jedno miejsce, które trzeba obchodzić z daleka. Pani Ania wyciąga licznik Geigera i bada napromieniowanie naszych ciał. Wychodzi od 0,25 do 0,32 jednostek. Jest w porządku – niczym nam nie grozi. Potem wsadza licznik do miejsca, gdzie promieniowanie radioaktywne jest kilkadziesiąt razy większe. Ponad 20 jednostek. Szok. Dlatego owo miejsce w skale chroni płyta pokryta ołowiem.

Duchy podziemia

Kolejne kopalniane korytarze zabezpieczone metalowymi szynami. I tajemnicza grota do której wchodzimy z dreszczykiem emocji.

– Nie wprowadzamy tam turystów, bo jest ciasno i mokro. Lecz przekorne dzieciaki koniecznie tam się pchają. Wtedy mówię im, że w grocie śpi duch Karkonosz, który czasem się budzi. Nie ma śmiechów, tu rzeczywiście czasem straszy... To droga do wnętrza ziemi, gdzie nam, ludziom, wchodzić nie wolno. Obudziłoby to demony.

Przemykając dalszą częścią sztolni nr 9, mającą korytarze długości 1200 metrów mamy świadomość, że nad nami znajduje się 240 metrów skały. Wreszcie natykamy się na św. Barbarę błogosławiącą górników. Biedaczka została ścięta przez ojca, za to, że nie chciała się zrzec wiary chrześcijańskiej. Teraz jest patronką gwarków – zwanych obecnie górnikami. Cały czas mroczne światełka zapalają się i gasną, reagując na nasz ruch i bezruch. A może czasem złośliwe duszki gaszą nam światła? Możliwe, bo w czerwcu odbywa się tu Zlot Duchów Podziemnych Tras Euroregionu i zza Mórz. Są karczmy piwne (widzieliśmy pyszną kolekcję zdobionych kufli), konkursy zielarskie, w zimie gry i zabawy na śniegu, liczne konkursy np. Mistrzostwa Świata w Swobodnym Puszczaniu Bąka. Takiego kręcącego się na stole.

– Mamy fajną szefową panią Barbarę Średniawę i doborowy zespół przewodników – informuje pani Ania. – Panią Basię nazywamy liderką podziemnej trasy; ma mnóstwo świetnych pomysłów.

Podziemia są świetnie zagospodarowane. Oglądamy byłe Inhalatorium, Komorę Laborantów, po czym podziwiamy przedsionek Hadesu i dowiadujemy się, że poza tajemnicze i groźnie wyglądające drzwi wędrują niegrzeczne dzieci, a także niesforni turyści.

Jedną z atrakcji jest kopalniany pociąg. Można do niego wejść, by zrobić sobie fotkę. Kiedy lokomotywka zapala światło – wrażenie startu pociągu pozostaje niezatarte. Aż chciałoby się, aby jechał naprawdę. Wystarczy szczypta wyobraźni. Żal wychodzić z tego podziemnego raju pełnego niespodzianek, duchów i skarbów. Nawdychaliśmy się radonu, dostaliśmy wodę „Potencjałkę”, lecz porcja wchłoniętych wrażeń nie potrzebuje dodatkowego wzmocnienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Rowerem przez Mierzeję Wiślaną. Od przekopu do granicy w Piaskach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto