18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wiktoria Zender. Życie z psychopatą

Sylwia Królikowska
Kwas wżerał się jej w twarz, kiedy nieprzytomna leżała kilka godzin na łóżku. Miała związane ręce i nogi. Obudziła się dopiero w szpitalu. Kat wmawiał, że sama się tak urządziła. Wszyscy mu wierzyli...

Chciałaby wiedzieć, co czuje ofiara, kiedy kata dosięga zasłużona kara. Czytała, że to pozwala łatwiej zacząć budować życie na nowo. Ale ona musiała poradzić sobie bez tego uczucia, bo wciąż kocha ludzi, bo nie wszyscy są źli. Zły był tylko Eugeniusz. Ten, którego tak bardzo kochała. Ten, który chciał ją zabić.

Wiktoria Zender ma dziś 35 lat. Napisała dwie książki o swoich tragicznych przeżyciach: "Strefa cienia" i "Strefa światła". Jest bardzo otwarta i już ze spokojem wspomina to, co się jej przytrafiło 17 lat temu. To, że ma dziś rodzinę, ciepły dom, to głównie jej zasługa. Wielu przecież zamknęłoby się w czterech ścianach. Ze wstydu, ze strachu…

Dokładnie pamięta dzień, kiedy poznała Eugeniusza. Starszy, dostojny kierowca zatrzymał się, kiedy łapała okazję, wracając ze szkoły do domu. Szybko nawiązała się rozmowa, mimo wiekowej przepaści. On miał wtedy 64 lata, ona 18… Dystyngowany pan imponował bagażem doświadczeń, szarmancją. Znajomość miała się zakończyć pod domem Wiktorii. Poprosiła, żeby wysadził ją kawałek dalej, tak by rodzice się nie zorientowali. Zresztą i tak miała z nimi od dawna na pieńku.
Zbuntowana nastolatka nie potrafiła dojść z rodzicami do porozumienia. A jeszcze gdyby zobaczyli, że przywiózł ją starszy, obcy mężczyzna…
Ale cały czas miała go w głowie. Po kolejnej awanturze z rodzicami po prostu wsiadła do pierwszego autobusu i pojechała do Warszawy. Zadzwoniła do Eugeniusza, a ten po kilkunastu minutach przyjechał po nią. Szybko go pokochała, a różnica wieku okazała się dla niej dużym plusem. Wiktoria miała gwarancję na ucieczkę przed dorosłością. Starszy partner opiekował się nią jak dzieckiem. Dbał, żeby miała się w co ubrać, co zjeść, płacił rachunki. A w zależności od otoczenia mówił o niej: żona, córka, wnuczka… - Wcale mi to wtedy nie przeszkadzało. Wówczas najważniejsze było to, że był blisko, zawsze, kiedy go potrzebowałam, a potem nawet, kiedy już nie chciałam go widzieć… To naprawdę była miłość - mówi Wiktoria. Zaraz dodaje, że wcale nie chce tłumaczyć swoich decyzji. - Po prostu wtedy taką podjęłam, uważałam ją za najbardziej słuszną... - mówi.

Pierwsze tygodnie życia z nowym partnerem były jak sielanka. Wiktoria przeniosła się do szkoły w Warszawie i zaczynała sprawdzać w roli pani domu. Co więcej, podobało się jej krzątanie w kuchni, sam Eugeniusz też nie stronił od takich obowiązków. Ale znajomość powoli zaczynała uwierać, kiedy opieka zmieniła się w próbę wychowania. Nagle zaczął ją strofować, wszystko robiła źle, nie tak, nic nie umiała. Wybuchał bez powodu. Źle jadła, źle piła, nie tak się ubierała... Przyszły kat próbował wmówić jej, że bez niego nie jest nic warta, nie da sobie rady w życiu. A ona każdego dnia coraz mocniej w to wierzyła... I choć żyła w ciągłym strachu, że Eugeniusz nagle wybuchnie, że z jakiegoś błahego powodu puszczą mu nerwy, wciąż mu ufała. Starała się wykonywać wszystkie polecenia i zasłużyć na jego miłość. Bała się, że ją zostawi, kiedy nie będzie taka, jaką chciał ją widzieć. Niedługo potem pierwszy raz ją uderzył. Dziś nawet nie pamięta dokładnie, dlaczego wpadł w szał.
Nie widziała nawet nic podejrzanego, gdy kazał jej wypełniać dokumenty, które przynosił z pracy. Mówił, że pracuje w fundacji, która miała pomagać byłym więźniom obozów koncentracyjnych zdobyć odszkodowanie. Dopiero później okazało się, że papiery fałszował, a na przestępstwie zarobił kilkaset tys. zł. Wiktorii podsuwał dokumenty, tłumacząc, że starsze osoby nie radzą sobie z ich wypełnianiem czy spisaniem życiorysu i trzeba im pomóc.

- Robiłam, o co mnie poprosił, nie podejrzewając, że coś jest nie tak - mówi. A niedługo potem została oskarżona o pomoc w fałszerstwie... Najpierw policja zgarnęła Eugeniusza. Któregoś dnia wyszedł z domu i nie wracał kilka dni. Dopiero od znajomych dowiedziała się, że jest w areszcie. Pomogła załatwić adwokata. Któregoś ranka panowie w mundurach zjawili się przed drzwiami. Nie otworzyła im. I to nawet nie ze strachu, raczej z beztroski, niedowierzania. Nie podejrzewała, że cokolwiek może jej grozić, przecież nic nie zrobiła.

Policjanci wrócili, ale już z brygadą antyterrorystyczną, która do mieszkania weszła... razem z drzwiami. Z okrzykami rzucili się na filigranową dziewczynę. Wiktoria miała wtedy zaledwie 19 lat. Odpuścili nieco, gdy zobaczyli, że tak naprawdę nie mają do czynienia z wyrachowanym, bezwzględnym przestępcą. Już bez szarpaniny poszła z nimi "na dołek", wciąż nie zdając sobie sprawy z tego, co ją czeka. W policyjnej celi nie czuła się nawet źle, raczej była zaciekawiona nowym miejscem. Policjanci też byli mili, pozwalali spacerować po korytarzu. Dopiero prokurator okazał się mieć mniejsze poczucie humoru. Trafiła na miesiąc do aresztu śledczego.

- Krzyczałam, że nie może mnie tam zamknąć, że muszę iść do szkoły - wspomina Wiktoria. Jeszcze bardziej przeraziła się, kiedy policja przywiozła ją do celi. Ze łzami błagała, by jej tam nie zamykali... - Ale przyzwyczaiłam się do nowych warunków, po dwóch tygodniach udało mi się nawet znaleźć pracę i rozwoziłam jedzenie. Cieszyłam się, że wreszcie mam spokój, że nie muszę się bać wybuchów agresji, że nie muszę już żyć w ciągłym strachu...

Z aresztu wyszła, kiedy powiedziała policji, gdzie są pieniądze. Wtedy również zadecydowała, że nigdy do Eugeniusza nie wróci i zamieszkała z rodzicami. Ale ten po wyjściu z więzienia przyjechał prosto do niej. Niby po swoje rzeczy, które zabrała z mieszkania w Warszawie. Błagał, żeby wróciła, przepraszał, obiecywał, wzbudzał współczucie...

Zamieszkali w wynajętym mieszkaniu, niedaleko rodziców. I zaczął się koszmar... Od początku dała mu do zrozumienia, że zostaje z nim tylko do momentu, kiedy stanie na nogi i będą żyć bardziej jak przyjaciele. Nie wiedziała, że już wtedy Eugeniusz układał okrutny plan. Nie mógł znieść, że nie chce z nim być i uznał, że skoro nie z nim, to z nikim... Dalej zachowywał pozory, ale ataki złości pojawiały się coraz częściej.

Doszło do tego, że dotkliwie ją pobił. W pidżamie wybiegła przed dom. Zadzwoniła nawet wtedy na policję, ale ta nie uwierzyła w to, co mówiła.
- Prosiłam o pomoc, ale usłyszałam tylko trzask odkładanej słuchawki. Policjant uznał, że historię zmyśliłam - mówi.

Chwilę stała, rozmyślając, co dalej zrobić. Do rodziców wrócić nie chciała, choć ci już o jej związku wiedzieli. Ale Eugeniusza znali tylko z samych dobrych stron, o co Wiktoria skrzętnie dbała i robiła wszystko, by uznali, że jest ideałem. - Z domu wybiegałam z myślą, że już nigdy tam nie wrócę. Ale gdzie miałam iść?... - Wiktoria nawet dziś, po tylu latach, zawiesza głos.

I wróciła, bo przecież ją kochał, obiecał się opiekować, więc nie mógł złamać obietnicy. Były dni, kiedy czuła się fatalnie, miała przywidzenia, bardzo bolał ją brzuch i bała się, że dzieje się z nią coś bardzo złego. Dziś już wie, że Eugeniusz dodawał jej do jedzenia środki odurzające. Kiedyś znalazła w domu fiolkę z dziwnym proszkiem, ale nic złego nie przyszło jej wtedy do głowy, przecież on ją tak kochał...

A psychopata okrutny plan codziennie wprowadzał w życie. Któregoś dnia jak zwykle jadła zupę i nagle poczuła potężną gorycz w ustach. Szybciej i mocniej niż zwykle zaczęła czuć się słabo. Przez kilka godzin leżała w domu z kwasem wtartym w twarz. Eugeniusz, kiedy tylko straciła przytomność, wylał na nią żrący płyn. Ten błyskawicznie niszczył wszystko, co napotkał na drodze. - Przebudziłam się na chwilę w domu. Spadłam z łóżka, bo miałam związane ręce i nogi. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zobaczyłam tylko Eugeniusza i szybko znowu straciłam przytomność - mówi Wiktoria. Eugeniusz, by mieć alibi, wyjechał do Warszawy. Wrócił po paru godzinach przekonany, że dziewczyna nie żyje. Ale wciąż oddychała, wiec pewnie ze strachu wezwał pogotowie. Piękna twarz Wiktorii w niczym nie przypominała twarzy. Była zniekształcona, zupełnie martwa, wyglądała jak nienaturalna maska. - Ale paradoksalnie w szpitalu, podobnie jak w areszcie, odetchnęłam. Znów poczułam się wolna. Sama byłam za bardzo zniewolona, by od niego odejść. Za bardzo zastraszona, bo Eugeniusz jasno określił, że jeśli odejdę, to on wie, gdzie mieszka moja rodzina, że to może się dla wszystkich bardzo źle skończyć...- wspomina.

Eugeniusza nie spotkała kara. Do dziś jest na wolności. Co więcej, kilka dni po wypadku odwiedzał Wiktorię w szpitalu. Zmanipulował rodziców i oni też nalegali, by pozwoliła mu się odwiedzać, bo wciąż zapewniał, że bardzo ją kocha, że chce pomóc, że nigdy nie mógłby jej tak skrzywdzić. Wmawiał, że Wiktoria była narkomanką, że ten kwas to sprawka jakichś dilerów, z którymi miała porachunki... Wiktoria: Nie czuję pragnienia zemsty, to zniszczyłoby moje życie...

Wiktoria błagała rodziców i tłumaczyła, że to on. Przekonali się sami, kiedy nie zdołali przekonać córki, by wpuściła oprawcę na szpitalną salę. W drodze powrotnej do domu zwyzywał ich. Pokazał prawdziwą twarz i zaczął się mścić. Pojawiały się anonimy z pogróżkami, spalony samochód, a siostra dostała ostrzeżenie, żeby się pilnowała. Ale już pół roku później omotał następną kobietę, pracownicę banku, która na jego konto przelała... milion dolarów. Trafiła do więzienia, a Eugeniusz Gadomski przepadł. Dziś jest rozesłanych za nim kilka listów gończych. Mógł uwieść i oszukać nawet kilkadziesiąt osób.

- Nie mam w sobie pragnienia zemsty ani nie czuję nienawiści, bo to zniszczyłoby moje życie. I tak naprawdę nawet mu współczuję. Całe życie przed kimś ucieka. A ja dziś wreszcie wiem, co to znaczy prawdziwa miłość - mówi. 10 lat temu spotkała kogoś wyjątkowego, kogoś, kto pokochał ją prawdziwie i w pełni zaakceptował. Przeszła dziesiątki operacji, przeszczepów skóry. Lekarze właściwie budowali jej twarz od nowa. Kiedy spaceruje ulicami, ludzie przyglądają się jej, niektórzy nie wytrzymują, podchodzą i pytają: Co się pani stało?
- Odpowiadam, że to długa historia...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto