Byli sąsiadami. Mieszkali w jednej kamienicy przy ulicy Dąbrowskiego w Wałbrzychu. Młodszy Paweł traktował Janusza jak przyjaciela. Mógł z nim porozmawiać, kiedy potrzebował. A potrzebował często. Nie miał łatwego życia. Kilka lat spędzonych w domu dziecka, brak pracy.
Między mężczyznami nigdy nie było zatargów, lubili się, a jednak tego dnia pokłócili. Poszło o pieniądze. 30-letni Paweł G. chwycił kuchenny nóż i poderżnął nim gardło Janusza B. Chwilę później przerażony tym co zrobił, do podróżnej torby spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy, chciał uciekać.
W czwartek skutego w kajdanki, bladego i wystraszonego policja wprowadzała na salę rozpraw Sądu Okręgowego w Świdnicy. Paweł G. odpowiada za zabójstwo. Grozi mu dożywocie. – Spotkałem Pawła chwilę po tej tragedii – mówił przed sądem jeden ze świadków, kierowca busa, mieszkający w tej samej kamienicy.
– Przyszedł do mnie. Już od drzwi widziałem, że coś się stało. Paweł zaczął płakać. Mówił, że wyjeżdża, że już nie wróci i chce się pożegnać. Histeryzował, łkał, że stało się nieszczęście, że zabił człowieka. Prosił, żeby mu pomóc. Powiedziałem, że trzeba iść na policję. On się zgodził. Przez całą drogę na komisariat płakał – opowiadał świadek.
Pytany przez sędziego, czy oskarżony mówił, dlaczego to zrobił, odpowiadał, że Paweł głównie płakał i powtarzał: co ja narobiłem i trudno było się z nim porozumieć. – Ale nie pytał Pan o to? Przecież w takich sytuacjach wydaje się naturalne, że człowiek chce się dowiedzieć co i dlaczego się stało – pytał sędzia Maciej Jedliński.
– Pytałem, ale on nic nie mówił. Moim zdaniem on był w szoku – tłumaczył świadek.
Motyw tej zbrodni jest wciąż niejasny. Prokurator musiał oprzeć się tylko na zeznaniach samego oskarżonego, bo żadnych bezpośrednich świadków kłótni czy zdarzenia po niej nie było. Najprawdopodobniej mężczyźni pokłócili się o pieniądze, a konkretniej: rozliczenie rzekomo zniszczonych przez ofiarę rzeczy Pawła, które ten oddał mu na przechowanie. W czwartek sąd zakończył przesłuchania świadków. Wyrok zapadnie w listopadzie.
W świdnickim sądzie toczy się również proces Krzysztofa Z. z Zagórza Śląskiego, który w maju zabił swoją przyjaciółkę. Do zbrodni doszło w Bielawie. Mężczyzna przyjechał z kwiatami i winem do 36-letniej Iwony G. z którą spotykał się od kilku miesięcy. Kobieta powiedziała mu niespodziewanie, że to koniec, że już nie chce się z nim spotykać. Płakał, prosił ją, by dała mu szansę, ale kobieta była konsekwentna.
Kiedy wieczorem zasnęła, podejrzany chwycił pasek i zaczął ją dusić. Potem wbił nóż w serce. W międzyczasie zadzwonił telefon. Okazało się, że to przyjaciółka ofiary. Krzysztof Z. odebrał i powiedział jej, że zabił Iwonę, a teraz zabije siebie, bo nie potrafi żyć bez swojej miłości. Kobieta od razu zaalarmowała policję.
Krzysztof Z. przyznał się do winy. Wziął udział w wizji lokalnej i ze szczegółami opowiedział o tym, co zrobił. Żałował. Powtarzał, że kochał kobietę i nie potrafił poradzić sobie z tym, że ona go odrzuciła, że chciała związać się z kimś innym. – To klasyczny przykład zbrodni z zazdrości – tłumaczy Emil Wojtyra, szef wydziału śledczego Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie. Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo. Grozi mu za to dożywotnie więzienie.
Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody