Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolejny artyluł z cyklu - To była szychta: Ja odpowiadam za ludzi...

oprac. PG
Dariusz Gdesz
Jeden z nadsztygarów ostrzegł mnie: To się tak nie skończy - wspomina Picer. To kolejny odcinek górniczych opowieści - "To była szychta".

W Kopalni Mieszko był oddział Bohater Pracy Socjalistycznej G–18. Kierownikiem był Ś.P. Włodzimierz.
Oddział fedrował w pokładzie 441, w bliskim sąsiedztwie szybu „Staszic”, a przewietrzany był na szyb Powietrzny przy ul. Świdnickiej. Pokład 441, piękny węgiel „klaryk”, grubość 1,2 – 1,4 m . Do odstawy urobku w ścianie służyła taśma dolna (wynalazek „Thorez”). Dla takich pokładów było to doskonałe urządzenie odstawcze.
W chodniku nadścianowym był napęd PTG – 50 (trzybębnowy), a w chodniku podścianowym rolka wysypowa, która podawała urobek na urządzenie odstawcze w chodniku. Przewód elektryczny do sterowania napędem taśmy był prowadzony przez ścianę do chodnika podścianowego. Dodatkowym zabezpieczeniem była linka stalowa, którą można było wyłączyć urządzenie z każdego miejsca pracy. Ściana była wyposażona w obudowę stalowo- członową, stojaki „Gerlach” i stropnice SGG – 1,4 m. Oddział był przewietrzany na szyb „Powietrzny” na ul. Świdnickiej.

Na I zmianie szybem tym opuszczano drewno i inne materiały pomocnicze dla oddziału. Na pozostałych zmianach nie pracowali tam górnicy. W krytycznym dniu, który opiszę pracowałem jako sztygar zmianowy ze stażystą po technikum górniczym, na II zmianie. Było to w środku lata. Po krótkiej odprawie u nadsztygara i rozmowie z kierownikiem oddziału. Łaźnia, szyb i do roboty. Do oddziału blisko, pieszo 10 minut, załoga około 40 ludzi i nagle telefon. Dzwoni dyspozytor Albin – słuchaj dzwoni do mnie Franek z „Powietrznego” , że z dyfuzora wentylatora zap...czarny dym. Konsternacja, wahanie na Powietrzny jest przewietrzany tylko nasz oddział 18 i inne pomieszczenia przyszybowe. – Albin proszę nie rób afery, nie dzwoń po Okręgowa Stację Ratowniczą, Urząd Górniczy, za 15 minut zadzwonię do ciebie – wyłączyłem się.

Koordynacja poczynań, podział ról, obstawa dróg wentylacyjnych, stażysta plus trzech ludzi. Ja wybrałem czterech ludzi, ratowników, bo tacy byli wśród załogi i chodnikiem podścianowym, w prądzie świeżego powietrza biegiem do ściany. Po dotarciu na miejsce wiedzieliśmy wszystko. Taśma – przenośnik odstawczy ściany – wisiała luźno. Rozpoznanie: przepaliła się taśma. Ktoś po pierwszej zmianie nie wyłączył napędu. Telefon do dyspozytora, krótka rozmowa, informacja co się stało: Nie rób szumu, damy sobie radę. Czy potrzebujesz pomocy? Na razie nie!

Ze skrzyni narzędziowej wzięliśmy siekierę, piłę, kilof i ścianą w świeżym prądzie powietrza dotarliśmy do zwęglonego, dymiącego , jednego odcinka taśmy. Decyzja: siekiera pod taśmę (nie palącą się) kawałek deski i ucięliśmy 1,5 m dymiącego odcinka taśmy. Przy pomocy kilofa i sposobem pchaliśmy ten „kikut” do chodnika nadścianowego. Po drodze drugi dymiący, upalony odcinek – cięcie i do chodnika, tam była woda w rurociągu przeciwpyłowym. Z hydrantu schłodzono bębny napędowe i zlano wodą dymiącą taśmę. Zrobiło się biało od pary wodnej. Telefony do dyspozytora, rozmowa z nadsztygarem. Ustalenia, kontrola wentylacyjna poziom +200, informacja od sztygara Franka z „Powietrznego”: Nie dymi tylko para z dyfuzora leci. Pytania czy potrzebujemy pomocy, w oddziale wyłączono prąd: Jak będzie potrzeba to damy znać. Zorganizowałem załogę do usuwania awarii, maszynę do szycia taśmy, spinacze i ustalenie niezbędnego do połączenia taśmociągu odcinka taśmy. Wykonano 4 szycia, połączono stalowymi linkami i około godz. 18 taśmociąg w ścianie spięto. Załączono prąd i wykonano próbny rozruch urządzenia schładzającego taśmę wodą. Po godz. 18 rozpoczęto wydobycie. Telefony były gorące, dzwonili wszyscy, pytali o głupoty (kazali liczyć załogę). Dzwonił dyspozytor i prosił bym zadzwonił do ob. Dyrektora, bo tam siedzi pan z Referatu Opieki UB i czeka na informacje. Zadzwoniłem i powiedziałem krótko – jestem sztygarem – ratownikiem, ja odpowiadam za ludzi. Służba wentylacyjna skontrolowała poziom +200, nie ma zagrożenia pożarowego. Ścianę z trudem przebrano do przekładki. Wśród górników nie było żadnych komentarzy. Nikt dymu nie wąchał. Jeden z moich ratowników oparzył dłoń w czasie przesuwania dymiącej taśmy (miał dziurawą rękawicę). Po wyjeździe, w biurze był kierownik robót górniczych, nadsztygar BHP, wszyscy pytali jak i co, ale (na razie) komentarzy nie było. Ale jeden z nadsztygarów ostrzegł mnie – to się tak nie skończy.

Po powrocie do domu żona wiedziała o tym, że na Mieszku był pożar – opowiedziałem krótko i poszedłem spać. Rano około godz. 7 przyjechał po mnie kierowca„Warszawą” i poszedłem na spotkanie w Biurze KRG. Był tam Główny Inżynier Górniczy, Kierownik robót Górniczych, Główny Mechanik, Sekretarz POP, Kierownik oddziału, Dyspozytor i Pan z Referatu Opieki UB. Zaczęto mnie wypytywać co gdzie, kto, czy coś widziałem , kto włączył napęd przenośnika, szukano przyczyny pożaru. Nie wytrzymałem nerwowo i powiedziałem, że ja zastałem taką sytuację na II zmianie i moim celem i zadaniem było zlikwidować zagrożenie, bo jestem ratownikiem i osobą dozoru, i to zrobiłem przy pomocy doświadczonych górników. A dlaczego nie chciałem pomocy ze strony Stacji Ratowniczej i powiadamiania Urzędu Górniczego? Bo wtedy oddział by stał, nie fedrował 30 dni, bo komisja by badała przyczyny i skutki „pożaru”. Główny Inżynier Górniczy przerwał moją gadkę i kazał mi wyjść. W sekretariacie Lusia zrobiła mi coś do picia, wezwano mnie ponownie. Wyjaśniłem co następuje. – Na koniec zmiany górnicy kładą na taśmie w ścianie narzędzia i załączają taśmę zwożąc narzędzia do chodnika i tam zamykają w skrzyni. Przy przycisku załącz – wyłącz nie ma żadnej lampy kontrolnej, sygnalizującej pracę napędu oddalonego o około 150 m. I to mogło być przyczyną awarii. Pan z Referatu Opieki był zdziwiony taką wypowiedzią – odpadła sprawa sabotażu. Po przyjściu do pracy na II zmianę na kopalni nie było komentarzy – ot taki normalny dzień. Na oddziale w czasie podziału pracy podziękowałem załodze za wzorowe podejście do usuwania skutków awarii, a oni powiedzieli głośno – sztygarze „To była szychta”.

Zapraszamy byłych górników do współtworzenia naszego cyklu „To była szychta”. Zachęcamy również młodszych czytelników, żeby to oni spisali opowieści swoich dziadków.
Opiszcie niezwykłą dniówkę w kopalni czy zdarzenie, które zapadło w pamięć. Wystarczy opowiadanie dostarczyć do naszej redakcji (Rynek 13, 59-300 Wałbrzych; _mejl: [email protected]).

Można również opowiedzieć historię naszemu dziennikarzowi, który ją spisze (szczegóły pod nr. tel. 514-800-966).

Tekst został opublikowany w Panoramie Wałbrzyskiej z 30 kwietnia 2012.

Przeczytaj również:

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto