Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wałbrzyszanin w The Voice of Poland

Paweł Gołębiowski
Niezwykłe imię zawdzięcza tacie. Także zamiłowanie do śpiewania. Bierze udział w „The Voice of Poland” głównie po to, żeby promować swój zespół

Wiele osób w Wałbrzychu ze zdumieniem przecierało oczy widząc jak prezentuje się w ogólnopolskim programie telewizyjnym „The Voice of Poland” ich „ziomal” Jurand Wójcik. 37-latek świetnie zaśpiewał piosenkę Grzegorza Ciechowskiego „Tak, tak, to ja”.

– Niewielu jest na polskiej scenie facetów śpiewających prosto, chwytając za serce. To jest facet, o którego polski rynek się prosi – oceniła entuzjastycznie Patrycja Markowska. Podkreśliła, że wałbrzyszanin zaśpiewał prosto, po męsku. Znana wokalistka jest jednym z tzw. trenerów w zawierającym element rywalizacji programie. Oprócz niej są nimi: Marek Piekarczyk, Justyna Steczkowska oraz Tomson i Baron z zespołu Afromental.

Jurand przeszedł pierwszy etap i trafił do drużyny Markowskiej. Miał wybór, bo „chcieli go” też członkowie Afromentalu, ale on jeszcze zanim zaśpiewał w programie wiedział, ze współpraca z nią najbardziej by mu odpowiadała. – Zgłosiłem się do „The Voice of Poland”, trochę z myślą o zwróceniu na siebie uwagi. Wydaje mi się, że to może pomóc odnieść sukces zespołowi Kreuzberg, który rok temu założyliśmy z trójką kolegów – wyjaśnia wałbrzyszanin. Oprócz niego w kapeli są jeszcze: pochodzący z Krakowa gitarzysta – Grzegorz Palka, Bartosz Szwed – basista z Bochni i Ziemowit Rybarkiewicz – perkusista z Bielska-Białej. Mają za sobą grę w różnych zespołach. Teraz ich oczkiem w głowie jest Kreuzberg. Grają lekkiego rocka. Zależy im na dobrym brzmieniu. Doświadczenie pozwala im podchodzić do tego bardzo rozsądnie. Sporo pracują. Nagrywają w dobrym studio w Krakowie. Nagrali singla „Drzewo nadziei”. Piosenki można posłuchać w internecie. Przygotowany mają już też materiał na całą płytę. Teraz przydałoby się znaleźć wydawcę, może podpisać kontrakt z jakąś wytwórnią.

– Karierę masz załatwioną takim imieniem – stwierdziła na wizji, śmiejąc się, Patrycja Markowska. Coś w tym z pewnością jest. Jurand to imię wyjątkowe, niby znane z powieści „Krzyżacy” Henryka Sienkiewicza, ale kto teraz tak chrzci swoje dziecko?
– Mojego tatę zainspirowała postać Juranda ze Spychowa. Miał chyba nadzieję, że będę taki jak on – silny, szlachetny. W dzisiejszym świecie to trudne, ale staram się – mówi wokalista z Wałbrzycha. Dodaje, że stara się być szlachetny, żyć tak, żeby nie krzywdzić innych.

W dużej mierze dzięki tacie zaczęła się też jego przygoda z muzyką. Pan Henryk grał na gitarze i śpiewał. Jurand zaczął brzdąkać na jego gitarze i śpiewać od najmłodszych lat.
– Koleżanki w podstawówce nieraz prosiły, żebym zaśpiewał im piosenkę „Klaun zakochany klaun”. Robiłem to, ale właściwie zawsze byłem nieśmiały. Najbardziej lubiłem śpiewać w samotności – wspomina wałbrzyszanin. Później z kolegami z dzielnicy Stary Zdrój założył swój pierwszy zespół. Przedostatnim była grupa Niebo. Nie było już mowy o nieśmiałości. Koncertowali w całym kraju. Wystąpili między innymi na Przystanku Woodstock. Jurand zawsze komponował, pisał teksty.

– Chociaż moim zdaniem komponowali to Chopin czy Bach. Ja po prostu piszę piosenki – wyjaśnia skromnie. Zawsze ważny dla niego był tekst, bo chodzi mu o przekazywanie jakiejś treści. – Starałem się też zrobić to, śpiewając piosenkę Grzegorza Ciechowskiego – tłumaczy.

Kiedy przyjechał do Warszawy na nagranie programu „The Voice of Poland” zaskoczyło go, jak wiele zjawiło tam się bardzo utalentowanych osób. Każdy chciał zaprezentować się jak najlepiej. Dziewczęta rozgrzewały gardło, śpiewając w toaletach. Także męskich. Bywało zatem, że nie można było dostać się do ubikacji. – W grupie, w której się znalazłem panuje niemal przyjacielska atmosfera – zapewnia. Podkreśla, że udało mu się nieźle wypaść, ale daleki jest od „gwiazdorzenia”. Jest już na to zbyt dojrzały. Wiele lat występował też na scenie.

– Jednak dopiero po programie telewizyjnym przypomniało sobie o mnie wiele osób. Dzwonią, wysyłają sms-y, maile. Ludzie chcą się chyba dzięki temu czuć jakby mieli swojego człowieka w telewizji – uśmiecha się Jurand Wójcik.

Nie chce ich zawieść. W kwietniu będzie można przekonać się jak idzie mu w kolejnym etapie telewizyjnego programu. Kciuki za niego trzyma zawsze żona Maja, która opiekuje się ich sześciomiesięczną córeczką Hanią i musi zostawać w domu, kiedy mąż „jedzie walczyć”. – Bardzo mnie wspiera i rozumie – mówi Jurand.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto