39-letni anestezjolog z wałbrzyskiego szpitala zmarł w weekend w swoim mieszkaniu. Pogotowie wezwała żona mężczyzny. Mimo reanimacji, lekarza nie udało się uratować. Na miejscu pojawili się również policjanci i prokurator.
- Niemal zawsze, kiedy umiera młody człowiek, na miejscu pojawia się prokurator, chyba że chodzi o kogoś terminalnie chorego. W tym przypadku zmarł właśnie młody człowiek, ludzie nie umierają w wieku 39 lat bez powodu. Dlatego badamy tę sprawę - mówi nam Marcin Witkowski z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu. Jak dodaje sekcja zwłok mężczyzny nie dała jednoznacznie odpowiedzi na pytanie o przyczynę śmierci.
Prokurator Witkowski potwierdza jednak jednak, że śledczy zlecili biegłym badanie toksykologiczne i histopatologiczne, które ma dać odpowiedź, czy i co było we krwi lekarza.
- Mają one wykazać, czy w organizmie zmarłego lekarza z wałbrzyskiego szpitala nie było środków, które mogły się przyczynić do jego śmierci. A jeśli tak, badane będą kolejne wątki, czy na przykład ktoś konkretny nie przyczynił się do tego przepisując mu nieodpowiednie leki itd. Ale o tym będzie można rozmawiać dopiero, kiedy przyjdą wyniki tych właśnie dodatkowych badań - tłumaczy nam prokurator Marcin Witkowski.
Podkreśla, że w mieszkaniu zmarłego zabezpieczono dowody, ale nie mówi o ich rodzaju, ani o stanie zdrowia zmarłego. - To dane wrażliwe, dotyczące prywatności, nie mogę o tym mówić. O dowodach natomiast z oczywistych względów.
Tymczasem w szpitalu w Wałbrzychu aż huczy od plotek, że na oddziałach ginęły silnie uzależniające leki. Kilkadziesiąt opakowań. Z naszych informacji wynika, że nikt jednak nie zawiadomił o tym prokuratury. Nie dodzwoniliśmy się do odwołanej dyrektorki, Marioli Dudziak.
By ukrócić plotki i wyjaśnić sprawę zapytaliśmy dziś o nią Adrianę Tomusiak, pełniącą obowiązki dyrektorki szpitala w Wałbrzychu po odwołaniu ze stanowiska Marioli Dudziak. Ona jednak odmówiła komentarza w tej sprawie.
Zapytaliśmy również prokuraturę o kwestię czasu pracy lekarza w szpitalu. Od 16.08 do 22.08 miał przepracować 96 godzin. Doktor Leszek Pabis świadczył usługi na podstawie umowy cywilnoprawnej, do której nie mają regulacji przepisy dotyczące normy dobowej lub tygodniowej.
- Badalibyśmy szerzej ten wątek, gdyby była mowa o przymuszaniu do pracy groźbą czy o mobbingu. Nie wpłynęło do nas takie zawiadomienie. Jeśli wpłynie, to się nim zajmiemy - tłumaczy prokurator.
Tymczasem kontrolę w szpitalu dotyczącą godzin pracy lekarzy zapowiedział Minister Zdrowia. Do sprawy będziemy wracać.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?