Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura w Wałbrzychu sprawdza, co było we krwi zmarłego lekarza. Czy ktoś lub coś nie przyczyniło się do jego śmierci

Adrianna Szurman
Adrianna Szurman
Kilka dni temu Wałbrzychem i środowiskiem lekarskim wstrząsnęła wieść o śmierci młodego, zalewie 39-letniego lekarza anestezjologa z wałbrzyskiego szpitala. Podnoszona jest kwestia przepracowania, jednak prokuratura będzie badała jeszcze inny wątek związany z jego śmiercią. A w szpitalu aż huczy od niepotwierdzonych plotek o ginących na oddziałach lekach.

39-letni anestezjolog z wałbrzyskiego szpitala zmarł w weekend w swoim mieszkaniu. Pogotowie wezwała żona mężczyzny. Mimo reanimacji, lekarza nie udało się uratować. Na miejscu pojawili się również policjanci i prokurator.

- Niemal zawsze, kiedy umiera młody człowiek, na miejscu pojawia się prokurator, chyba że chodzi o kogoś terminalnie chorego. W tym przypadku zmarł właśnie młody człowiek, ludzie nie umierają w wieku 39 lat bez powodu. Dlatego badamy tę sprawę - mówi nam Marcin Witkowski z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu. Jak dodaje sekcja zwłok mężczyzny nie dała jednoznacznie odpowiedzi na pytanie o przyczynę śmierci.

Prokurator Witkowski potwierdza jednak jednak, że śledczy zlecili biegłym badanie toksykologiczne i histopatologiczne, które ma dać odpowiedź, czy i co było we krwi lekarza.

- Mają one wykazać, czy w organizmie zmarłego lekarza z wałbrzyskiego szpitala nie było środków, które mogły się przyczynić do jego śmierci. A jeśli tak, badane będą kolejne wątki, czy na przykład ktoś konkretny nie przyczynił się do tego przepisując mu nieodpowiednie leki itd. Ale o tym będzie można rozmawiać dopiero, kiedy przyjdą wyniki tych właśnie dodatkowych badań - tłumaczy nam prokurator Marcin Witkowski.

Podkreśla, że w mieszkaniu zmarłego zabezpieczono dowody, ale nie mówi o ich rodzaju, ani o stanie zdrowia zmarłego. - To dane wrażliwe, dotyczące prywatności, nie mogę o tym mówić. O dowodach natomiast z oczywistych względów.

Tymczasem w szpitalu w Wałbrzychu aż huczy od plotek, że na oddziałach ginęły silnie uzależniające leki. Kilkadziesiąt opakowań. Z naszych informacji wynika, że nikt jednak nie zawiadomił o tym prokuratury. Nie dodzwoniliśmy się do odwołanej dyrektorki, Marioli Dudziak.

By ukrócić plotki i wyjaśnić sprawę zapytaliśmy dziś o nią Adrianę Tomusiak, pełniącą obowiązki dyrektorki szpitala w Wałbrzychu po odwołaniu ze stanowiska Marioli Dudziak. Ona jednak odmówiła komentarza w tej sprawie.

Zapytaliśmy również prokuraturę o kwestię czasu pracy lekarza w szpitalu. Od 16.08 do 22.08 miał przepracować 96 godzin. Doktor Leszek Pabis świadczył usługi na podstawie umowy cywilnoprawnej, do której nie mają regulacji przepisy dotyczące normy dobowej lub tygodniowej.

- Badalibyśmy szerzej ten wątek, gdyby była mowa o przymuszaniu do pracy groźbą czy o mobbingu. Nie wpłynęło do nas takie zawiadomienie. Jeśli wpłynie, to się nim zajmiemy - tłumaczy prokurator.

Tymczasem kontrolę w szpitalu dotyczącą godzin pracy lekarzy zapowiedział Minister Zdrowia. Do sprawy będziemy wracać.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto